Po dosyc meczacym locie docieramy wreszcie do Delhi. Czynnosci wizowo-graniczne przebiegaja wyjatkowo sprawnie. Odbieramy bagaze i zalatwiamy prepaid taxi do miasta. Podjechalo cos malego przypominajacego busa ale w wydaniu super mini. Wyszlo na to ze jedna walizke musialem brac na kolana bo siedzialem obok kierowcy. Ruch spory a pan kierowca pierdolowaty. Wszyscy nas mijali a gostek uparcie jechal prawa strona przeznaczona do szybkiego ruchu. Pozniej sie przekonalem ze tu nie ma zadnych zasad. Kiedys myslalem ze w Bangkokui jezdza najwieksi szalency ale ci przy Indianach z Delhi to male Pikusie. Facet przywiozl nas do Main Bazar Rd. i tu pan kierowca chcial nas wykopsac przy dworcu kolejowym ale postraszylem ze nie dostanie kwitka jak nie podwiezie nas pod hotel. Wymyslilem sobie hotel Sky View w ktorm zatrzymal siei kolega Bogmar. Tu mielismy sie spotkac bo oni wyjechali dzien przed nami. Hotelik byl w ciemnej uliczce o szerokosci 1.5 metra. Pan z recepcji pokazal nam pokoj i po 2 minutach bylismy juz na zewnatrz. Okazalo sie ze pan recepcjonista pokazal nam inne pokoje jak te ktore pokazywal Bogdanowi a w hotelu dostepne byly tylko te 2 pokoje. Kilkanascie metrow dalej w malym zaulku zauwazylem GH Gold Inn w ktorym mial sie zatrzymac kolejny geoblogowicz Piotr "Oboski". Okazalo sie ze tu pokoje byly o niebo lepsze wiec logujemy sie a w poprzednim zostawiamy info dla Bogdana "Bogmara". Oni akurat byli na ogladaniu miasta. Po wykapaniu sie wychodzimy poznac okolice hotelu. Syf jest tu tak makabryczny ze uroczyscie przepraszam Khao San Rd. w Bangkoku,Sajgon i inne Pnohm Pehny ze bluzgalem na balagan i brod w tych miastach. Tego nie da sie porownac z niczym. Najbardziej zasyfiala polska wies pachnie ladniej jak Delhi. Na szczescie bylem na to przygotowany i wmowilem sobie ze musze myslec pozytywnie. O 12 bylem umowiony z Oboskim ale niestety samolot opoznil sie na tyle duzo ze nie dalem rady pojechac pod dworzec w terminie. Tym bardziej milmym bylo moje zaskoczenie jak w recepcji spotkalem Piotra. Super sympatyczny i odwazny czlowiek. Piotr podrozuje sam czego mu zazdroszcze bo moja pani kazala mi wybic sobie z glowy drewnianym mloteczkiem sny o samotnym podrozowaniu. Jezdzil kilka tygodni po Indiach i przekazal mi mase cennych informacji. Wypilismy obiecane sobie wczesniej piwko a moja zonka miala okazje podgladnac gdzie Piotr kupuje przyprawy i po ile. Po jakims czasie odprowadzamy Piotra do tuk-tuka bo on niestety wracal do Polski. Robimy rekonesans po sklepikach przy Main Bazar uwazajac na zmiane zeby nie byc przejechanym przez tuk-tuka albo riksze lub nie wejsc w jakies gowno. Pod wieczor przyjezdza Bogdan z reszta swojej czesci naszej wyprawy. Poznajemy jego przemila corke Gosie i ziecia Marcina a takze ich wnuka Bartka ktory do konca podrozy byl nasza sympatia. Intergujemy sie w naszym pokoju do pozna mimo ze nastepnego dnia mielismy dosyc wczesnie lot do Varanasi. Integracja udana. Za pokoj w Delhi placilismy 450 rupieci. Pan z hotelu przynosil piwko po 120 (drogo) a kelnerzy w knajpach dla niepoznaki wlewali piwo do kufli. W knajpie "My" w ktorej odpoczywalem przy rozmowie z "Oboskim" kelnerzy nie pekali i dawali browarek bez cykorii na stol. Ten caly cyrk z maskowaniem piwa jest robiony ze wzgledu na muzulmanow ktorych jest w Delhi wyjatkowo duzo. Pierwsza noc w Delhi byla wyjatkowo krotka.