Nastepny dzien spedzamy na morzu. Dzien mija na lenistwie i opalaniu przeplatanym kapiela w basenie . Panie zalegaja na lezakach i grilluja sie a my co chwile wymykamy sie na lufke albo do kasyna. Roman sie przeziebil i bardzo cierpi bo zajelo mu gardlo. Wieczorem knajpka z muzyczka gdzie pan amerykanin w wieku ktorego chcialbym dozyc produkuje sie spiewajac przeboje Presleya. Musze przyznac ze mu niezle szlo. Panie urwaly sie do teatru a ja do kasyna.
1 marca rano doplywamy do wysp Turk i Caicos. Nazwa nie pochodzi od turkow a od kaktusow ktore tylko tam rosna i turkusowej wody jaka oblewa wyspy -podobno.
Terminal nawet fajny znajduje sie kilka km. od miasta. Po wyjsciu ze statku dogaduje sie z panem od taksowek na wycieczke ale kieruje mnie na postoj. Tam jakis Niemiec pyta czy nie zechcemy sie zalapac z nimi na objazd wyspy. Ja wynegocjowalem cene 20 $ od osoby a Niemiec mial placic 25 $ . Pani posredniczka prosi zeby nie mowic tego glosno i placic tak zeby Niemiec nie widzial. OK. Jedziemy do miasta ktore okazuje sie byc dziura jakich malo. Pan kierowca o glosie kastrata pokazuje man historyczny budynek ktory jest mlodszy od stodoly mojego tescia. Okazuje sie ze najciekawsze na wyspie sa szkoly i koscioly ktore nas nie zachwycaja bo sa bardzo pospolite. Pozniej pan kierowca pokazuje nam z duma szpital.Wszedzie na wyspie sa pozostalosci po salierach gdzie pozyskiwano sol. Teraz sie to nie oplaca i bajora strasza paskudzac okolice. Pozniej stajemy na zakupy. Miejsce zakupow to bylo kilka straganow z roznym badziewiem w cenach kosmicznych. Mijalismy jakis supermarket ale pan kierowca nie uznal za stosowne tam stanac. Wypijamy po piwku za 3 $ i jedziemy dalej. Wreszcie dojezdzamy do konca wyspy gdzie stoi latarnia morska. Wczesniej byla tu amerykanska baza wojskowa. Budynki bazy zaadaptowano na szkole a czesc niszczeje. Latarni nie mozna bylo zwiedzac i to by bylo na tyle jezeli chodzi o ta wyspe. Wysp jest podobno 40 ale ta byla wyjatkowo nieciekawa. Plaska jak nalesnik,slabo zadrzewiona i nudna. Widzialem stara rudere robiaca za hostel B&B ale nie zanotowalem nazwy bo rudera wygladala obskurnie i sprawiala wrazenie opuszczonej. Jedyny pozytyw na tej wyspie to piekna pogoda.
Wracamy do terminalu i przechodzimy na plaze. Tu spedzamy pozostaly czas jaki mamy do odjazdu. Woda cieplejsza jak na Bahama. Niestety w wodzie kamienie i trzeba uwazac zeby sie nie pokaleczyc. Grazyna znowu drazni rekiny.
Wracajac na statek zaopatrujemy sie w paliwko rozrywkowe i papieroski.
Wieczor tradycyjnie na pokladzie i w teatrze.Ja kasyno. Watroba zaczyna sie buntowac.
Nie wkurzajcie sie na fotki ale tam naprawde nie bylo za wiele do fotografowania.