Sniadanko robimy we wlasnym zakresie bo mamy jeszcze zapasy z Europy . Ogladajac wczoraj wieczorem wszechogarniajacy syf i majac w glowie to ze tutaj codziennie spala sie 350 nieboszczykow a resztki poprostu woduje sie do rzeki chcemy miec spokojny poranek. Postanowilismy ze zwiedzamy indywidualnie wiec nasza czesc wyprawy rusza osobno. Chodzimy po ghatach o oberrwujemy rytualne kapiele a takze spalanie zwlok na Manikarnika Ghat. Spalanie odbywa sie cala dobe na okraglo a w popietrzu jesc ciagle mgielka mieszaniny smogu i dymu ze stosow. Nieboszczyk przed ostatecznym spaleniem jest moczony w Gangesie a pozniej "nietykalni" ukladaja stos a jeden z czlonkow rodziny podpala stos ogniem przyniesionym ze swiatyni gdzie pali sie on caly czas. Zalobnicy ubrani sa na bialo a najblizsza meska rodzina goli glowy. Kobitki w ceremonii nie uczestnicza co akurat uwazam za sluszne bo kiedys bywalo ze niektore dla okazania swojej milosci do meza skakaly za nim w ogien. Takiego poswiecenia bym od mojej Ani nie chcial. A co mi tam, niech sobie pozyje. W miescie jest tez krematorium gdzie pala tych ktorych nie stac na drzewo ktore jest drogie. Najlepsze jest sandalowe bo likwiduje smrod palonych cial. W zasadzie nie czuc ze tu pala ludzi. Troche denerwujacy jest ten dymo-smog ale miasto jest wybitnie mistyczne. Vanarasi kiedys nazywane Benares jest jednym z najstarszych miast swiata. Ma podobno ok. 5000 lat. Patrzac na te ruiny domow i syf wierze ze tak jest.
Siadamy przy Ghatach i zamyslamy sie troche myslac o ulotnosci zycia ludzkiego. Co chwila nagabuja nas jacys smieszni faceci wymalowani jak pajace. To swieci mezowie sadu czy jak im tam. Ze swietosci maja chyba tylko ubranko bo interesuje ich jak najbardziej przyziemna kasa. Jeden robi mi z nienacka krope na czole i wyciaga lapke. Daje mu 20 rupii a ten z morda na mnie ze nalezy sie 200 dolarow. Zaproponowalem mu ze w rewanzu ja mu zrobie druga krope i bedzie remis ale pan cos pyskujac oddalil sie jak zagrozilem mu ze wezwe policje. Pozniej spotkalem jeszcze kilku takich ale ci byli bardzo przyjazni i tylko delikatnie dawali znac ze przyjma datek. Na ich paplanie zawsze odpowiadalem po polsku a panowie glupieli bo widocznie nasza mowa nie jest jeszcze taka popularna. Z dwoma takimi zrobilem sobie fotke a panowie dali mi nawet do potrzymania dzide a raczej trojzab. Gdyby nie moje paskudne unranko moglbym robic za Neptuna. Przy jednym z ghatow gdzie co wieczor odbywa sie ichnia msza zwana Puja spotykamy reszte czlonkow wyprawy i wynajmujemy lodke. Pan wioslarz zaiwania jak sie patrzy a moja zonka zwazywszy na moja wage obawia sie czy nie bedziemy robili za Titanica. Przy Manikarnika Ghat strzelamy foty z przyczajki bo podobno mafia palaczy widzac kogos lamiacego zakaz sama kasuje mandaty ktore moga dojsc do kilkuset dolkow. Kilkanascie metrow od brzegu rzeka nie jest nawet calkiem brudna. Widac ze jest susza bo widac olbrzymie lachy piasku po drugiej stronie . Wyobrazam sobie jak wielki musi byc Ganges w porze deszczowej.
Obiadek jemy w naszym hotelu . Jest dobry i niedrogi. Browarek bez problemow ale ceny jak w Delhi. Na kratach naszego balkonu szaleje mala malpka ktora stara sie wejsc do pokoju. Ania straszy ja a mamusia malpki pokazujac zebiska rusza w krzykiem na krate. Poslala nam wiache i za jakis czas oddalily sie wczesniej skarzac sie tacie ktory rowniez nas postraszyl groznymi minami.
Wieczorem idziemy na uroczysta Puje /pudze). Na podestach 7 panow ubranych w twarzowe wdzianka odprawia ceremonie. Jeden wygladajacy kropka w kropke jak Chrystus z portretow dodatkowo spiewa. Musze przyznac ze ladnie. Cala ceremonia jest piekna i ma w sobie cos mistycznego. Siedzimy na schodach ghatu i obserwujemy dlugi czas ceremonie. Faktycznie cos w tym jest bo nie chcialo sie odchodzic.
Wieczorem integrujemy sie przy srodkach odkarzajacych i dlugo po polnocy zalegamy w lozeczkach wczesniej obserwujac miasto z dachu gdzie jest nasza knajpka.
Na Manikarnika Ghat pala zwloki nie zwazajac na noc.