W zasadzie jeszcze w nocy wstajemy i po lichym sniadanku jedziemy na dworzec. Taxi kosztuje 300 rupii za 4 osoby + bagaz.
Jest cholernie zimno. Hehe a my jechalismy do cieplych krajow. W pociagu ktory sie opoznil ale tylko pol godzinki zajmujemy swoje miejsca i zaczynamy walke z otwierajacymi sie oknami. Walka przegrana. W Jaipur jestesmy o 9.40. Miasto z okien pociagu nie robi na nas wielkiego wrazenia. Poniewaz nie planujemy wypadow za miasto poza Fortem Amber postanawiamy ze wieczorem smigamy dalej do Jodhpuru. Idziemy do kas biletowych ktore sa w innej czesci dworca i pytamy o bilety. Pan mowi ze nic z tego. Ja mu na to magiczne slowo Tatkal a on ze i owszem sa bilety ale w klasie sleeper. Ja sie chce wycofywac ale Marcin przekonuje mnie ze to niedaleko i dlugo jechac nie bedziemy. Nastepnie idziemy szukac hotelu . Na przeciwko dworca jest kilka ale cwani ciapaci wyczaili ze nam zalezy i nie chcieli sie targowac . Ostatecznie bierzemy 2 pokoje . Pokoje te potrzebujemy tylko do czasu wyjscia na pociag i do przechowania bagazy . Wieczorem mamy w planie kapiel przed podroza. Rozdzielamy sie i moja grupa za 300 rupii ma tuk-tuka na caly dzien. Najpierw panowie probowali pokazac mi ze jestem kretyn i za taka sume nie pojada a jak powiedzialem zeby spadali i ze w miescie znajde taniej zaraz sie jeden wyrwal i mimo ze kolesie go opierniczali zabral nas za ta sume. Najpierw zawiozl nas do Palacu Miejskiego / nieciekawy) . Idziemy do Jantar Mantar ale w srodku jest taki tlum ludzi ze olewamy i kazemy sie wiezc dalej.
Koles podwozi nas pod Hawa Mahal ( Palac Wiatrow). Budowla zdecydowanie lepiej wyglada w przewodnikach jak w oryginale. Na zywo wydaje sie mala i zaniedbana. Dziewczyny nawet nie wyszly z tuk-tuka. Ja z Markiem smigamy przez jezdnie zeby zrobic fotki i z marszu jestesmy zaatakowani przez panie typu -no mama no papa. Szarpia za rekawy az musze jedna opierniczyc bo jest tak brudna jak jezdnia. Wreszcie biore jedna pod reke i mowie ze kupie jej jedzenie a ona ze nie ,ona chce kase. Zaproponowalem zeby wskoczyla na palme i porobila za malpe i szybko sie stleniamy.
Teraz jedziemy do Amber. Wstep tradycyjbie 250 rupieci . Dla indian 10. Twierdza jest naprawde piekna. Zaczynam sie zastanawiac czy owczesni wladcy byli masohistami czy kretynami bo wszystko budowali z tysiacami schodow. Czulem ze w oczach chudne.
Wracajac zatrzymujemy sie zeby zrobic foty palacowi na wodzie i jedziemy do restauracji na obiad. Obiad bardzo smaczny choc nie tani.
Wracamy do hotelu i po odswierzeniu sie idziemy na miasto. Powoli zapada zmrok. W pewnym momencie widzimy jakas procesje. Okazalo sie ze to wesele. Przodem szli panowie trzymajacy kandelabry ze swiatlem tworzac prostokat. W srodku szli goscie weselni tanczac i spiewajac. Za nimi na koniu jechal pan mlody i rozdawal na lewo i prawo kase. Drobne, ale chetnych nie brakowalo. W pewnym momencie jakas panienka wciaga mnie do srodka i zaczyna ze mna tance. Poczatkowo udaje dziewice ale za chwile smigam fokstroty jak Fred Aster. Indianie zachwyceni. Wciagaja Marka i razem odstawiamy disco indiano. Nasze panie dyplomatycznie udaja ze nas nie znaja ale za chwile i one musza podrygiwac. Podchodzimy pod jakis wypasiony 5 gwiazdkowy hotel a glowny druzba wklada mi na glowe turban i mowi ze teraz i ja jestem druzba. Och ty w zyciu a my mamy pociag za kilka godzin. Tlumacze sie gesto ze musimy jechac a ojciec pana mlodego chce nam serwowac na swoj koszt taxi do hotelu albo jutro rano do Udaipuru. Ale numer. Zmywamy sie poki czas i wracamy do hotelu. Tu zabawa w najlepszego . Wrocila druga czesc ekipy i integrujemy sie wspolnie. Raptem Bogdan mowi ze on musi zobaczyc to wesele i werbuje moja zonke zeby pokazala gdzie to jest. Ania idzie z Bogdanem i Marysia a ja zostaje w hotelu przy drinkach. Nie ma ich dosyc dlugo i zaczynam sie niepokoic. Wracaja na godzine przed wyjsciem na dworzec. Okazalo sie ze druzbat rozpoznal Anke i zaprosil ich na wesele. Najedli sie i napili do syta. Pozniej ojciec pana mlodego zadeklarowal ze dalby za moja Anie tyle zlota co wazy. Niestety Bogdan nie wyczul interesu i jej nie sprzedal. A tak by sie kasa przydala.
Zonka podobnie jak niesplacone rachunki by wrocila a pare sztabek pod poduszka by nie zaszkodzilo. hahaha.
I po raz kolejny w droge.