Wreszcie wyspani idziemy domiasta. Najpierw ja biegne do hotelu Tiger bo wczoraj Marcin z Gosia powiedzieli nam ze zrobili sobie tam niedrogo pedicure. Pomyslalem sobie ze dlaczego nie i ja sie zapisalem na godzine 10. Po mnie miala byc Grazyna i Ania. Tutaj panie sa obslugiwane przez pania a panowie przez pana. Moj pan byl niezlym fachowcem i po uparaniu sie z odgniotami i innymi niedoskonalosciami moich nog zrobil mi jeszcze swietny masaz stop.To wszystko trwala ok. godzine i kosztowalo 350 rupii.Pozostali w tym czasie czekali w niemieckiej piekarence popijajac kawe i jedzac ciasteczka. Po zmianie ja konsumuje ciastka a Grazyna jest robiona ba bostwo.Po zabiegach pielegnacyjnych podchodzimy na ghat gdzie panie indianki piora i myja sie bez zadnej krepacji. Niektore musza piersi przytrzymywac kolanem zeby im sie nie plataly pod nogami. Panie ktore na codzien zaslaniaja sie przed mezczyznami tutaj kapia sie na golasa nic sobie nie robiac ze obok sa inni ludzie.
Zaraz przy wejsciu na ghat jest muzeum haveli . Wstep 30 rupii i 30 za kamere. Poniewaz nie ma innych chetnych wchodze sam. Muzeum jest bardzo intetesujace. Na pierwszym pietrze jest muzeum marionetek polaczone ze sklepem. Pozniej sa pomieszczenia mieszkalne kompletnie urzadzone. Pierwszy raz widze cale pomieszczenia z meblami i innymi sprzetami cociennego uzytku.
Muzeum robi na mnie bardzo dobre wrazenie. Nie jest drogie i warte zwiedzenia. Przez turystow niedoceniane a szkoda.
Pozniej idziemy pod palac maharadzy gdzie dowiadujemy sie ze biletow na lodzie po jeziorze juz nie ma przed poludniem a bilety na rejsy popoludniowe sa 2 rary drozsze. Przed poludniem kosztuje to 300 rupii. Idziemy wiec naokolo palacu zobaczyc co jest z drugiej strony. Mijamy ladny park ktory niestety nie jest dla zwiedzajacych otwarty. Od tej strony podjezdzaja auta z luksusowymi goscmi ktorzy dalej jada meleksami. Hotel wybitnie nie dla posla Kuzmiuka. Przechodzimy nad jezioro i mijamy wytwornie mebli gdzie panowie trzymajac nogami meble nabijali na drzewo okucia metalowe albo wyklepywali blache. W powietrzu mase malych muszek . Do tego stopnia ze trzeba zaslaniac usta. Podchodzimy pod wyciag kolejki linowej ktora wywozi turystow na gore z ktorej widac panorane naokolo miasta. Przejazd kosztuje 66 rupii ale dla bladych tawrzy jakos cena wzrasta bo panowie mowia ze to podatek. Chyba bardziej bandyckie myto.
Na gorze naprawde piekny widok na miasto i jezioro Pichola i palace znajdujace sie na wodzie. W oddali widac jakis fort na wysokiej gorze ale chwilowo mamy przesyt fortow.Po drugiej stronie jeziora widac luksusowe hotele polozone nad jeziorem z wlasnymi plazami. Miasto jest wyjatkowo rozlegle. U gory jest malenki fort ktory jest akurat konderwowany. Panie nosza na glowach kosze z gruzem a panowie udaja ze to muruja. Na twarzach pan noszacych kosze nie ma sladu usmiechu. Robie jednej fotke i pokazuje jej. Wowczas widze pierwszy usmiech. W kafejce na gorze pijemy eiscafe i jedziemy na dol. Ja czuje sie troche niebardzo wiec biore tuk-tuka i jade do hotelu a reszta paczki wraca piechota.
W knajpce na dachu naszego hotelu wypijam zimne piwko i uzupelniam zapiski. Czuje sie niezbyt dobrze wiec sie klade do lozka i zasypiam.
Wraca Ania i mnie budzi. W brzuchu smigaja mi jakies krasnoludki kopiac ile wlezie. Spedzam troche czasu w krainie usmiechu i po przyjeciu porcji lekow idziemy na miasto. Tu znowu zakupy bez konca. Jeden pan ktory mnie wczoraj zapytal jak mam na imie nawoluje mnie po imieniu i pyta kiedy obejze jego towar. Obiecuje mu ze niedlugo i ide dalej. Trafiam na fajny antykwariat gdzie sa naprawde stare rzeczy. Miedzy innymi stare strzaly i strzemiona konskie. Facet ma tez 3 garnki starych monet ale w slabym stanie. Znajduje 2 monety poarabskie i wychodze obawiajac sie ze wpadnie tu Ania i obsobaczy mnie ze kupuje badziewie.
W hotelu ustalam z wlascicielem wycieczke na dzien nastepny do Ranakpur i Kumbhalgarh za 1200 rupii za caly dzien.
Wieczorem tradycyjnie kolacja na jakims fooftopie i piwko na deser.