Rano idziemy jeszcze na ostatnie zakupy i na jedzenie. Przechodzimy przez most dla pieszych na waskiej czesci jeziora Pichola. Po srodku stoi swiety byk i ani nie mysli zejsc z mostu. Turysta jaki czy co ? Panie indianki stoja przerazone nie wiedzac co zrobic. Tu robie za kozaka i przestawiam za rogi kolesia na boczek. Byk jest tak leniwy ze nawet nie reaguje tylko potulnie daje sie przestawic. Panie jeszcze niepewne czy moga przejsc. Lapie kolesia za rogi i pokazuje zeby przlazily. Panie przemykaja jak szalone i po drugiej stronie mostu oddaja poklony nie wiem czy mnie czy bykowi. Siadamy w knajpce obók mostu i bierzemy karty dan. Nagle ze stolika obok odzywa sie do nas pan Polak. Pan jest z jakiejs agencji fotograficznej . Odbywa 6 tygodniowa podroz po Indiach. Dzielimy sie wrazeniami i zamawiamy jedzenie. Po jedzeniu dogadujemy sie ze pokazemy panu hotelik w ktorym zatrzymal sie Bogdan. Bogdan za calkiem przyzwoity pokoj placil tylko 225 rupieci. Pan bardzo sie ucieszyl z pomocy doradczej bo mial pokoj znacznie drizszy.
Wracamy do hotelu i pakujemy sie. Ok. poludnia podjezdza pan kierowca taksowki i zabiera nas na lotnisko. Nadajemy bagaze i wsiadamy do samolotu linii Jet Spice. Niestety tu nikt niczego za darmo nie daje. Nawet wody.
Po godzinie lotu ladujemy w Mumbai i musimy odebrac bagaze bo dalej lecimy liniami Jet Lite. Musimy z buta dymac na inny terminal. Na szczescie nie bylo daleko. Nadajemy bagaze i czekamy na odlot. Jakos nie dziwimy sie ze lot jest opozniony 2 godziny.