Znajomi z Polski mieli przyjechac do nas do Wiednia ale sprawy zawodowe zatrzymaly ich w domu. Postanowilismy pojechac do Polski i tam spedzic czas ktory mielismy przeznaczony na zwiedzanie Austrii ze znajomymi.
Na miejscu okazalo sie ze Teresa dostala jednak 3 dni urlopu. Postanawiamy ze jedziemy do Wilna.
Na Litwie jeszcze nie bylem i bylem bardzo ciekaw jak wyglada to miasto ktore do tej pory ogladalem tylko na fotkach.
Jedziemy autem Tomka a moje zostaje u nich pod domem. Droga mija dosyc gladko tym bardziej ze ja robie za pasazera i nie musze martwic sie czystosc promilowa.
Niedaleko granicy stajemy na parkingu na papieroska . Biega tu sporo bezpanskich albo panskich ale niedozywionych psow. Widac ze psiaki maja okropne pragnienie jakby byly na kacu. Czyzby ktos dal im wodki ?
Przed granica jeny obiad i dalej w droge. Po przekroczeniu granicy mijamy smutne drewniane wioski z walacymi sie chatkami. Droga nawet dobra. Dzieki temu ze Tomek ma nawigacje pod hotel podjezdzamy od strzalu. Hotel robi nawet niezle wrazenie od strony ulicy. W srodku przypomina poznego Gierka a kosztuje jak Sobieski w Warszawie.
Dostajemy pokoje i ja od razu robie drake bo nie dziala klima. Pani z recepcji zmienia mi pokoj gdzie tez nie ma klimy ale jest okno ktore mozna otwierac. W poprzednim okno bylo zamkniete na glucho bo pod oknem byl dach jadalni.
Schodzimy do restauracji gdzie wypijamy piwko w celu wyrownania cisnienia i idziemy na zakupy. Obok hotelu byl maly pasaz przy ktorym byl maly dom towarowy z czescia spozywcza. Kupujemy winko i piwko ktore bedziemy mieli na wieczor. Po kapieli i przebraniu sie idziemy na spacer do miasta.