Wieczor po wyplynieciu z Cartageny postanowilem spedzic spokojnie w kabinie. Rzucilem sadlo na lozko i usnalem jak dziecko. Po jakims czasie slysze ze ktos sie dobija do drzwi mojej kabiby. Poniewaz spalem na golaska najpierw pytam kto to. Odzywa sie jakis facet i melduje ze jest z room serwice. Mowie mu grzecznie zeby spadal bo ja niczego nie zamawialem i wracam na wyrko a ten znowu wali jak opetany. Uchylam drzwi chowajac sie za nie i juz mam ochote go opierdzielic gdy ten z usmiechem podtyka mi pod nos talerz z pieczonymi langustami. Pomyslalem ze pewnie pomylil kabiny i wycofuje sie delikatnie gdy ten mowi ze to przysyla szef kuchni ktory wie ze zostalem w kabinie oslabiony sloncem. Podziekowalem i po zamknieciu drzwi rzucilem sie na te langusty bo ja bardzo lubie. Wyssalem skorupki do cna i oczywiscie nieomieszkalem nalac sobie lufke lyskacza bo piwem bym ta languste upodlil. Po jakims czasie przyszla Ania i bez ceregieli kazala mi sie ubierac i isc do Nelsona. Tam kolejna balanga i dzikie tance. Na drugi dzien wstajemy z ciezkimi glowami ale jeszcze przed poludniem i idziemy cos przekasic. Na tym statku mozna bylo jesc od rana do nocy. Pogoda znowu sie pogorszyla i zaczelo miotac statkiem we wszystkie strony. Zapowiadalo sie ze jutro na Cayo Levantado moze byc nieciekawie. Ja z Ania ustalilismy ze nie jedziemy na zadna wycieczke tylko plyniemy od razu na wyspe celem plazowania. Okolice Samany zwiedzalismy przed 3 laty wiec teraz nas to nie krecilo. Rano okazuje sie ze leje jak z cebra. Ide do panienki wypuszczajacej ludzi na szalupy dowozace na wyspe i do Samany i mowie ze nie mam ochoty stac tam kilka godzin pod parasolem . Mowie jej ze chce plynac do Samany a ta ze ni kuta. Podkurwilem sie lekuchno i prosze zeby spadala i pszyslala kogos bardziej rozgarnietego. Po chwili przychodzi jedna taka mala pyskata makaroniara i jak nie ryknie na mnie . Zaproponowalem jej zeby sie uciszyla bo nie jestem przyzwyczajony zeby taki kurdupel sie na mnie wydzieral i pytam dlaczego nie mozemy plynac do Samany . Ta na to ze jak chce do Samany to musze wykupic wycieczke i po zejsciu z lodzi moge zamiast na wycieczke isc do miasta. Omal mnie szlag nie trafil. Mowie jej ze to chyba wszystko jedno czy plyne na Levantado czy do Samany bo i tak i tak musze plynac lodzia. Odleglosc jest taka sama a nawet mniej ludzi plynie do Samany. Ta jak nakrecona ze musze wykupic wycieczke i kropka. Mialem juz ochote wyrznac ja w ten makaroniarski pazerny pysk ale Pawel i Ania mnie powstrzymali. Poslalem jej jeszcze wiazanke kwiatow polskich przeplatana wszystkimi znanymi mi przeklenstwami w innych jezykach i poszedlem sie napic dla wyrownania cisnienia. Po ochlonieciu uznalem ze nie odpuszcze i w takim razie plyniemy na Cayo Levantado. Po 15 min. doplywamy do wyspy gdzie czeka na nas komitet powitalny zlozony z przebranych za piratow lokalesow. Szczesliwi amerykanie robia sobie seriami fotki z papuga i panienka przebrana za Sinobrodego. Zostawiamy to towarzystwo i idziemy dalej z nadzieja ze moze przestanie padac i poplywamy w cieplym morzu. Mijamy stragany z miejscowymi wyrobami pamiatkarskimi i wchodzimy do knajpki bo akurat zaczelo poteznie lac. Tam siadamy przy stoliku i spotykamy znajonych polakow z niemiec. Zamawiamy piwo i probujemy sie wysuszyc. Podchodzi do nas pan w modnym kolorku amerykanskim i zaczyna grac na gitarze latynoskie standarty. Tu objawia sie talent Georga ktory spiewa z dziadkiem Palome jodlujac przy tym jak rasowy tyrolczyk. Uznajemy ze piwo jest za slabe na taka impreze i ide negocjowac cene rumu. Wczesniej widzialem ze za flaszke chcieli po 25 $ i jankesi kupowali jak szaleni bez targow. Uznalem ze to dla mnie zniewaga i podjalem negocjacje proponujac 7 $. Facet omal nie dostal zawalu. Podnosze cene do10$ a ten ze za mniej jak 15 nie odda. Zmieniam plyte i pytam czy jest katolikiem . Po potwierdzeniu mowie ze tez jestem a w naszej wierze nie mozna naciagac bo to grzech. Proponuje ze wezme 2 flaszki za 20 $ . Facet poczatkowo sie nie poddaje ale po chwili daje mi rum pytajac skad jestem . Mowie ze jestem z Polski i proponuje zeby innym napotkanym polakom podawal ceny uczciwe a nie te dla jankesow. Po powrocie do stolika zaczela sie impreza ktora na dludo zostanie zapamietana na wyspie. Zaczely sie tance i spiewy na glosy. Przy okazji ujawnila sie jeszcze jedna para z Polski. Poniewaz filmowalem wszystko dla potomnosci pytam ich dyskretnie czy sa oficjalnie czy incognito. Mowia ze oficjalnie ale nie jestem pewien ze wzgledu na roznice wieku pana i pani. A niech tam ,nie moja sprawa. Zabawa byla przednia a jankesi podchodzili zeby sie z nami fotografowac a pan kelner usmiechniety od ucha do ucha udawal ze nie widzi co polewamy do szklaneczek. Poniewaz jankesi nie kwapili sie z napiwkami dla pana muzyka Ania wziela jego skrzyneczke na napiwki i ruszyla w tlum. Wtedy bogaci amerykanie zaczeli sie wycofywac. Dla mnie zwykle gnoje bo w kasynie w 5 min. tracili po kilkaset baksow a tu szkoda im bylo 1 $ dla faceta ktory im gral i spiewal. W knajpce siedzielismy az do czasu odjazdu ostatniej lodzi na statek . Gdy wychodzilismy obsluga nam klaskala i zyczyla wszystkiego najlepszego. Bylo naprawde fajnie tym bardziej ze nikt nie byl pijany a tylko wesoly. Jutro spimy do poludnia. Na morzu sztorm.