Wstajemy ok.7 rano. Wlaczam statkowe TV i widze ze wplywamy do portu.. Stybko ubieramy sie i idziemy na sniadanie. Zabieram ze soba aparat i kamerke i robie pare fotek i nagrywam wejscie do San Juan. Przystan przy ktorej cumujemy jest w samym miescie wiec bedzie niedaleko na zwiedzanie. Po sniadaniu meldujemy sie na 6 pokladzei gdzie mamy zbiorke na wycieczke. Wychodzimy ze statku i wsuadamy do autobusu ktory wiezie nas do gorzelni Bacardi. Fabryka jest ogromna. Widac kilka grup wycieczkowych zwiedzajacych jak my fabryke. Najpierw przechodzimy do czesci gdzie pokazywana jest hostoria rodziny Bacardi. Okazuje sie ze kiedys fabryka znajdowala sie na Kubie ale po dojsciu do wladzy Fidela Castro wlasciciele fabryki dali dyla na Puerto Rico gdzie wybudowali nowa fabryke ktora stala sie centrum dystrybucji i produkcji rumu Bacardi. Po przejsciu przez czesc historyczna ogladamy poszczegolne fazy produkcji . Na koniec wchodzimy do sklepu przyfabrycznego gdzie po smiesznie niskich cenach mozna nabyc rum. Jest tego duzo. Do wyboru mamy kilkadziesiat gatunkow i rocznikow . Nasz polski dyrektor d/s wycieczek ze statku podpowiada mi ze mozna tu za darmo wyslac maile z sali internetowej. Jest to forma videomail. Korzystam z tego i wysylam kilka w swiat. Po zwiedzeniu fabryki jedziemy na twierdze ktora usytuawana jest u wejscia do zatoki w ktorej polozony jest port w San Juan. Twierdza jest wielka i bardzo dobrze przygotowana na przyjecie turystow. Wszedzie sa dyskretnie schowane sklepiki z pamiatkami ktore sa ladne i nie badziewiaste. Chodzac po twierdzy czujemy sie jakbysmy sie cofneli o kilkaset lat. Sale zolnierskie stoja tak jakby wojacy dopiero co z nich wyszli. Mozna bylo wynajac mundur i zrobic sobie fotki. Korcilo mnie to ale upal jaki byl tego dnia skutecznie mnie powstrzymal. Spacerujac po twierdzy zauwazamy ze nasz rodak od wycieczek ktory mial sie nami opiekowac gdzies zniknal. Panienka ze statku ktora mu pomagala zwoluje wszystkich do autobusu i wioza nas do portu. Poniewaz przystan jest w samym miescie idziemy jeszcze pochodzic po uliczkach San Jose. Musze przyznac ze San Jose jak i cale Puerto Rico jakie widzielismy sprawia bardzo dobre wrazenie . Wszedzie czysto i piekne drogi. Ludzie usmiechnieci i serdeczni. Po spacerku Ania idzie na statek na obiad a ja zostaje w knajpce obok statku gdzie w cieniu popijam zimne piwko. Za piwo place polowe tego co na statku. Po 3 piwie Ania wraca i idziemy jeszcze raz na miasto. Kupujemy pamiatki a w jednej instytucji robie sobie fotke przy biureczku na tle flagi Puerto Rico. Wygladam jak jakis dyktator republiki bananowej. Niespiesznie wracamy na statek. Tu okazuje sie ze Ania idac na obiad kupila 3 litry rumu a ja nie wiedzac o tym dokupilem jeszcze trzy. Oczywiscie makaroniarskie gnojki zabieraja nam to mowiac ze dostaniemy na zakonczenie rejsu w Fort Lauderdale. Malo mnie szlag nie trafia. Planowalem wypic do konca rejsu czesc tego a tu bede musial sie niezle chustac przed celnikami amerykanskimi. Obserwujemy wychodzenie z portu i ja ide cos zjesc a Ania zostaje na pokladzie spacerowym. Wieczorem sa jakies wystepy w teatrze ale nie mam na nie ochoty. W barze na pokladie slonecznym dopada mnie koles "dyrektor" . Mowi ze kupil w San Juan fajne spodnie za jedyne 10 $. Mam troche pretensje ze nie powiedzial gdzie byl ten sklep skoro prowadzil nasza wycieczke. Facet zalapal sie na piwo ktore mu postawilem. Wlasciwie to kelnerka widzac ze pije piwo i jego jak sie dosiada bez slowa przyniosla piwo dla niego nie pytajac czy chce. Najgorsze ze pozniej po kase przyszla do mnie. Widocznie ona byla przyzwyczajona do tego ze gosc pije na krzywy ryj. O tym ze ja mam placic dowiedzialem sie jednak dopiero po wypiciu 5 piw. A niech tam ,raz sie zyje.