Z rana lecimy do hotelu Malaya gdzie jemy sniadanie. Dowiaduje sie ze do swiatyni Batu Cove mamy jechac autobusem Nr. 11 spod Bangkok Bank ktory znajduje sie w poblizu Central Market. Stajemy na przystanku a ja kupuje wode. Pan sprzedawca wody uznal widocznie ze skoro u niego kupilismy wode to on jest za nas odpowiedzialny i zaczal wychodzic na jezdnie ogladajac nadjezdzajace autobusy dajac nam sygnaly zebysmy spokojnie siedzieli. Po kilkunastu minutach nadjechal autobus i wsiadamy. Pani bileterka kasuje nas po 2.5 RM mimo ze na bilecie jest 2. A niech tam . Po pol godzinnej jezdzie dojezdzamy na peryferie miasta gdzie w oddali widac spore gorki. Wysadzaja nas prawie przed wejsciem do swiatyni. Musimy przejsci na druga strone ulicy pod wiaduktem ktorym sie wjezdza na autostrade. teren swiatynny jest spory a wejscie widac z daleka. Po prawej stronie od wejscia stoi pomnik Siwy wysoki na 42.7 metra. Podchodzimy do bramy glownej z zaczynamy sie wspinac po schodach ktorych jest tam 272. Po drodze robimy 4 przerwy na oddech. Miejscowi robia to samo wiec uznajemy ze nie jest z nami jeszcze tak zle.
Jaskinia Batu jest prawie tak wysoka jak Niah czyli ok. 60 metrow. Tutaj jest podloze wygladzone w przeciwienstwie do Niah. Wszedzie na bokach jaskini umieszczone sa jakby kapliczki z wyrzezbionymi postaciami z hinduskiej mitologii. Wszystko pomalowane tak kolorowo ze robi wrazenie kiczu. Nam to nie przeszkadza i przechadzamy sie podziwiajac kolejne scenki wyrzezbione w skale. Po lewej stronie sa jakies pomieszczenia gdzie wchodza tylko panowie robiacy za swietych mezow. Wierni podchodza i dostaja blogoslawienstwo. Na koncu jaskini znajduja sie kolejne schody. Tym razem 42 ktorymi przechodzi sie do jaskini swiatla. Nazwa pochodzi widocznie od tego ze w gorze jest poprostu dziura pokazujaca niebo. Na schodach grasuja makaki. Niektore troche bezczelne ale mnie schodza z drogi. Wdrapujemy sie na gore i robimy fotki . Pan mnich czy inny swiatobliwy daje mi blogoslawienstwo stawiajac mi na czole krope ryzowa. Pozniej jeszcze robimy sobie fotki z grupka mlodych ludzi ktorzy modlili sie przed jedna z "kapliczek". Zejscie na dol jest juz latwiejsze.
Gdy wysiadalismy z autobusu pan powiedzial nam ze przystanek powrotny jest przy Mama`s restaurant. Wychodzimy robiac jeszcze fotki w czesci swiatyni znajdujacej sie po lewej stronie od schodow . Jest tam paw wykuty w kamieniu. Cos pieknego ! Po wyjsciu ze swiatyni szukamy tego Mama´s rest. Nikt nie potrafi nam okreslic gdzie to jest a nie widzimy nikogo kto jechal z nami do swiatyn. Pytam wiec gdzie jest przystanek powrotny do KL i ktos podpowiada mi ze musimy isc prosto trzymajac sie lewej strony drogi. Faktycznie po chwili widzimy knajpe a przed nia para ktora jechala z nami. Musze dodac ze w swiatyni innych bialych nie widzielismy poza tymi ktorzy przyjechali z nami. Po ok. pol godzinie podjezdza autobus i jedziemy do miasta. Wysiadamy po drodze przed jakims domem towarowym i robimy zakupy. Wracamy do hotelu kolejka i zegnamy sie z Krysia i Pawlem ktorzy dzisiaj odlatuja do Europy. My mymy lot jutro wiec jeszcze cos pewnie zobaczymy. Wieczor konczymy tradycyjnie, Ania w lozku a ja pzed TV z drinkiem w reku.