Mieszkamy w Austrii juz przeszlo dwadziescia lat a jeszcze nie bylismy w sasiedniej Szwajcarii. Postanowilismy to zmienic przy najblizszej okazji. Trafilo nam sie kilka dni wolnego wiec szybka decyzja i jedziemy. Od rana w Wiedniu leje i to porzadnie. Deszcz przesladuje mnie az do Salzburga gdzie najpierw zmienia sie w kapusniaczek az wreszcie ustaje calkiem. Migajace przed oczyma wycieraczki robia swoje i w okolicach Bludenz jestem juz bardzo zmeczony. Rozgladamy sie za jakims hotelem albo gasthofem. Mimo tego ze tam glowny sezon jest w zimie ceny powalaja. Udaje nam sie wreszcie znalezc gasthof gdzie placimy 70 euro za pokoj ze sniadaniem. Okolica piekna i czyste powietrze. Ludzie zupelnie inni jak w Wiedniu. Tutaj jest jak w innym kraju. Ludzie mili i bardzo pomocni. Po zalogowaniu sie w pokoju idziemy na spacer zeby jeszcze przed zachodem slonca nasycic oczy pieknymi widokami gor. Pozniej obiadokolacja i ja piwko a Ania lulu.