Po przeszlo 10-ciu godz. lotu jestesmy w Hong Kongu. W hali przylotow zaopatrujemy sie w gotowke ktora wybieramy w bankomacie i mapy w punkcie informacji turystycznej. Zasobni w kase wyrabiamy karty Octopus ktorymi mozna placic w komunikacji miejskiej i w niektorych sklepach oraz atrakcjach turystycznych. Przy petli autobusowej robimy przerwe na papieroska ktory po kilkunastu godzinach smakowal wyjatkowo. Uprzejma pani w punkcie informacji turystycznej wyjasnila mi jak mozemy najlepiej dojechac do hotelu komunikacja publiczna. Jedziemy autobusem E-21 do dzielnicy Mongkok gdzie miesci sie nasz hotel Cosmo. Ludzie sa bardzo pomocni i chetnie podpowiadaja jak mamy isc od autobusu do hotelu. Hotel okazuje sie bardzo przyzwoity. Boy hotelowy rzucil sie na nasze bagaze i byl tak ambitny ze wyrwal z mojego trojlerka uchwyt do ciagniecia. Faktycznie moj kuferek byl juz podmeczony bo kupiony kiedys w Wietnamie w podobnej sytuacji ale jeszcze dychal wiec go zabralem w podroz. Chlopak sie tak wystraszyl ze az pobladl. Uspokoilem go ze nie ma strachu i ze nie mam do niego pretensji co wywolalo fale poklonow. Po dostarczeniu bagazu do pokoju winowajca odmowil zdecydowanie napiwku przepraszajac mnie po raz kolejny.
Po odswierzeniu sie i przebraniu wychodzimy na miasto. Poniewaz nie znalismy miasta a w nocy wszystkie koty sa czarne postanawiamy smignac na Aleje Gwiazd taksowka. Docieramy tam w kilka minut za smieszne pieniadze bo wyszlo ok. 3 euro.
Widok wyspy Hong Kong zrobil na nas niesamowite wrazenie. Widac ze wszystko tu bylo przemyslane i dopracowane w najmniejszych szczegolach. Wiezowce byly pieknie oswietlone i mozna byloby stac tak godzinami i ogladac je na tle przeplywajacych statkow. Na deptaku publicznosc z calego swiata. Przy muzeum byla zbudowana scena na ktorej prezentowaly sie chinskie gwiazdy muzymi miauczanej. Momentami sprawialo to wrazenie tarcia kawalkiem styropianu o szybe. Po spedzeniu tu ok. godziny idziemy w strone ul. Nathan Rd. Tu zycie trwa cala dobe. Setki sklepow i sklepikow oferuja doslownie wszystko. Robimy sobie spacer ogladajac sklepiki od strony ulicy bo nie mieliswmy zamiaru niczego kupowac przed wyjazdem na Filipiny.
Docieramy w poblize naszego hotelu i tu znajdujemy knajpke w ktorej postanawiamy zjesc kolacje. Zamawiamy jakies wynalazki a ja na dodatek zupke na podrobach. Faktycznie byby to podroby bo smakowaly jak niezbyt dobrze umyte jelita z blizej nieokreslonego zwierzaka. Do jedzenia dostalismy paleczki i mimo dlugotrwalego treningu przed wyjazdem rozlazily mi sie strasznie.
Zupka tak mi zalegla odbijajac sie nieokreslona kupa ze po przyjsciu do hotelu musialem za zwrocic chinskim bostwom.
Wieczor zakonczylismy spotkaniem integracyjnym wypijajac lyswkaczyka w celach dezynfekcyjnych.