Przylatujemy planowo i po sprawnej odprawie paszportowej wychodzimy przed budynek lotniska. Tam napadaja na nas naganiacze taksowkarscy oferujacy przewoz do miasta. Po wynegocjowaniu ceny 300Bth za przejazd jedziemy na Khao San Rd. Wiekszosc forumowiczow polecala wlasnie ta ulice jako miejsce zatrzymania w Bangkoku. Po kolkudziesieciu minutach zajezdzamy na Khao San. Wychodzimy z taksowki i zastanawiamy sie czy cos sie nam nie pokickalo. Ulica wygladala jak slums. Rozgladam sie i widze hotel ktory sobie upatrzylem w internecie. Hotel Nana Plaza jest polozony tak smiesznie bo do niego wchodzi sie przez waskie przejscie w ktorym byly sklepy,salon tatoo,travel agency i knajpa. Recepcja jest polozona wlasnie w tym przejsciu miedzy knajpa a salonem tatoo. Naprzeciwko stoi kilka komputerow i stolik z krzeslami. Wjezdzamy na gore do pokoju. Pokoj duzy i w miare czysty. Niestety fotki wsadzone do internetu robione byly chyba na otwarcie hotelu bo sciany pozostawialy slady bytnosci rozrywkowych gosci. Byl tez maly balkonik i kibelek z prysznicem. Rezerwujemy pokoj dla Pawlow i idziemy rozgladnac sie po okolicy. Zaczyna sie cos ruszac i widac wreszcie jakichs ludzi. Okazuje sie ze Khao San zyje noca i z rana jest tam pusto. Idziemy do knajpki i zamawiamy zupe tom ka kai ktora podaja nam w gliniamych miseczkach. Porcja ogromna. Po kilku lyzkach zona wymieka i szuka gasnicy do ugaszenia piekla jakie poczula w ustach. Ja sie przelamuje i zjadam do konca i zalapuje sie na niedokonczona porcje zony. Zupka byla pyszna ale ostra jak zyletka. Poniewaz i ja poczulem palenie musialem zalac ten ogien piwem. Wszystko bardzo tanie. Pozniej jeszcze zamawiamy kluseczki ryzowe z woka robione z warzywami i jajkiem w ulicznej garkuchni. Pychotka. Od razu pokochalem uliczne garkuchnie. Zwiedzamy okolice i robimy pierwsze zakupy bo zgodnie z radami internautow wzielismy bardzo malo bagazu. Okazuje sie ze to byla dobra rada bo wszystko jest smiesznie tanie. Po poludniu przyjezdza Pawel z Krysia i wreszcie widzimy sie na realu. Idziemy oblac spotkanie do knajpy jakich sa tam tysiace. Po dosyc intensywnym dniu idziemy spac zszokowani zmiana oblicza Khao San wieczorem. Wszedzie tlumy ludzi z calego swiata. Po poludniu ulica jest zamykana dla ruchu i pilnowana przez policje turystyczna. Wszedzie dziesiatki garkuchni,dyskoteki,knajpki,sklepy ze wszelkim dobrem i tanie hoteliki. Przed naszym hotelem facet za 10 $ wyrabia legitymacje studenckie,dziennikarskie i inne potrzebne kwity oczywiscie na czarno. Wieczorem widzimy kaznodziejow nawracajacych wesolech trampow w asyscie policjantow. Niektorzy weseli turysci sla im wiazanki i nasmiewaja sie z nich. Dziwie sie jak tan kaznodzieja mogl wytrzymac przy takim upale w garniturku zapietym pod szyje i w krawacie wielkosci zagla. Zachlysnieci pierwszymi wrazeniami usypiamy myslac co nas jeszcze czeka.