Kolejny dzien i kolejna wyspa. Po zejsciu ze statku wsiadamy do otwartego z bokow autobusu i jedziemy na wycieczke po wyspie. Wyspa jest bardzo gorzysta ale nie tak jak Grenada. Port jest oddalony od miasta o ok. kilometr. Autobus wozi nas po okolicznych gorach gdzieniegdzie stajac tam skad rozposciera sie piekny widok na wyspe i okoliczne mniejsze wyspy. Dosyc dobrze widac wyspe Virgin Gorda na ktorej sa przepiekne plaze. Sama wyspa Tortola nie ma tak pieknych zakatkow i dziwie sie ze to wlasnie ja mielismy w programie. Wszedzie na zboczach gor widac przyczepione jakby domy , Niektore bardzo ladne. Facet ktory robi za przewodnika chwali sie ze tu sa jedne z najdrozszych dzialek w regionie. Moze i tak ale ja mam swoje zdanie i wyspa ta nie staje sie moja ulubiona. Pozniej jedziemy jeszcze na plaze gdzie moczymy nogi w wodzie bo za malo czasu mamy na plazowanie. Moze tylko widoki sa piekne na tej wyspie ale jakbym musial ciagle biegac pod gorke to wolalbym juz Antigue. Po niezbyt ciekawej wycieczce wracamy do miasteczka Road Town ktore mi sie nawet podobalo. Znowu pogon za poczta i szybkie pisanie kartek. Tutaj mamy stac tylko do 2 po poludniu wiec musze sie spieszyc. Po "zalatwieniu" kartek ide jeszcze na bazarek ktory jest usytuowany przed wejsiem dp portu. kupuje tanie pamiatki i chociaz to zmienia moje mizerne odczucia z tej wyspy. Musze przyznac ze tu byly najtansze pamiatki z calej podrozy. Wypijam jeszcze piwko w knajpeczce dla taksowkarzy i robie pare fotek. Na statek wracam jako jeden z ostatnich. Byc moze na Tortoli sa miejsca piekne jakich nie spotka sie gdzies indziej ale my ze wzgledu na brak czasu tego nie widzielismy.