Wstajemy raniutko i okazuje sie ze juz stoimy przy wyspie Cayo Levantado. Poniewaz w tej podrozy juz poplazowalismy decydujemy sie na safari po okolicach Samany. Doplywany tam lodziami ratunkowymi ze statku bo w Samanie nie ma nabrzeza gdzie nasz statek moglby stanac. Wsiadamy na jeepy podobne do tych na Barbadosie i jedziemy . Droga od razu jest syfiasta. Moja watroba po obfitych posilkach na statku i licznie wypitych wesolych plynach wolala teraz ludzkim glosem o litosc. Kierowca nie byl wyrozumialy i dawal przez dzungle jak wsciekly. Po jakims czasie dojezdzamy do chatki gdzie pod wiata z lisci palmy robia nam prezentacje miejscowych owocow i korzeni. Nastepnie proponuja kupno kory i jakichs korzeni w butelce ktore trzeba zalac rumem i pic po kieliszku dziennie. Podobno dziala na wszystko a wyjatkowo juz na meskosc. Zaintrygowany tym ostatnim argumentem postanawiam kupic jedna flaszke ale nie za taka kase jaka placa Niemcy i Jankesi. Targuje sie zaciekle ale facet nie chce opuscic. Juz mam sobie odpuscic gdy wolaja ns do samochodu. Wtedy koles nagle opuszcza cene i kupuje za polowe tych pieniedzy co placili inni co wywoluje w nich ukrywana zlosc. Nastepnie jedziemy na plaze gdzie ja snorkuje z maska i fajka a Ania plywa i spaceruje po plazy . Tam znajduje piekny kawalek korala wygladajacy jak wachlarz. Zabiera go mimo ze ostrzegamn ja ze to jest zabronione. W drodze powrotnej stajemy jeszcze przy wodospadzie gdzie mlode wyrostki popisuja sie skaczas z wysokiego drzewa do wody. Pozniej chodza z czapka i zbieraja datki ale bogacze jankescy olewaja ich mimo ze wczesniej zachecali ich do skakania zeby zrobic fajne fotki. Zalosne dranie. Wracamy na statek i okazuje sie ze mamy jeszcze czas i plyniemy na Cayo Levantado. Jest to wysoa prywatna na ktorej stoja 2 cholernie drogie hotele. My mozemy plazowac po drugiej stronie gdzie sa stragany z pamiatkami i ladna plaza. Piasek jest bialy jak snieg. Na tej wyspie kreca reklamy tropikalnych napitkow a najbardziej znana jest reklama Bacardi. Woda jest bajeczna a trawa na wyspie jak wata. Po godzinie zbieramy sie bo niedlugo odplywa ostatnia lodz na statek. Robimy fajne fotki tym bardziej ze wlasnie przyplynal drugi statek naszej kompanii i stoja obok siebie na morzu tworzac piekne tlo. Dzen wybitnie udany. Z zalem wracamy na statek bo to byl nasz ostatni postoj przed powrotem do Fort Lauderdale.