Po dniu spedzonym na morzu zblizamy sie do Fort Lauderdale. Dostajemy deklaracje do wypelnienia i dowiadujemy sie ze mozemy kupic jeszcze jedna wycieczke do Ewerglade. Poniewaz do odlotu samolotu mielismy miec caly dzien kupujemy ta wycieczke bo zawsze lepiej byc w ruchu jak czekac na lotnisku caly dzien. Pakujemy bagaze i odbieramy nasz rum od statkowych cerberow. teraz mam bol glowy jak to spakowac zeby nas nie scigneli za przekroczenie limitu alkocholu. Ania upycha do wylizki korale ktore znalazla na Dominikanie. mam lekka cykorie bo za to moge beknac. Wystawiamy bagaze przed kabine i idziemy spac. Rano jak wstajemy juz jestesmy w porcie. Bagazy juz nie ma. Idziemy na sniadanie i zazdroscimy tym ktorzy zostaja na statku w celu odbycia nastepnego rejsu po innej juz trasie. Wychodzimy straszeni przez statkowe megafony o restrykcjach celnyxh obowiazujacych na Florydzie. Ania w panice wywala 2 jablka jakie jeszcze miala. Profilaktycznie trzyma sie 3 metry z tylu. Wychodzimy ze statku i wchodzimy do terminalu gdzie stoja juz nasze bagaze. Widze ze przy wyjsciu stoja stoly na ktore wytypowani pasazerowie klada bagaze i pokazuja co tam maja. Zaczynam sie troche obawiac . Wiedzac ze mam w bagazu kupe kontrabanda a juz najbardziej te korale i muszle a takze rum juz sie widze jak mnie wyprowadzaja w kajdanach i jak mnie ciemni chlopcy gwalca w wiezieniu. Nie wiem co robic ale sytuacja sama sie rozwiazuje. Widze opalonych panow bagazowych stojacych i czekajacych na klienta. Wolam jednego i polecam mu pakowac bagaze kladac najbardziej trefna walizke na sam dol. Idziemy do celnika robiac powazne miny a pan opalony olewa ich i bez zwalniania wychodzi przed hale terminalu. Podaje paszporty modlac sie po cichutku zeby go nie zawrocil. Udaje sie mam i caly w skowronkach daje naszemu bagazowemu kilka baksow. Ladujemy sie do autobusu i juz wiem ze nie bedzie zle.