Do Teneryfy przylatujemy w miare wyspani. Wychodzimy z samolotu ktory ma tu byc tankowany i ma byc wymieniana zaloga. Idziemy do wolnoclowej czesci terminala i zasiadamy przy niezlym piwku serwowanym za dosyc rozsadna cene. Jest tansze jak w Wiedniu i duza szklanka kosztuje raptem 3 euro. Przerwa jest dosyc dluga. Nasi wspolpasazerowie widocznie zglodnieli bo rzucaja sie na jedzenie. Dziwie sie bo przeciez w samolocie dostalismy nawet niezly posilek. Ja zagadalem do stewardessy po naszemu a ta zadowolona ze mnie rozumie dawala mi nadliczbowe flaszeczki wina. Zagadalem jak uslyszalem rozmowe jej i jednego stewarda niezbyt pochlebna dla austryjakow. Powiedzialem wtedy po polsku ze mam podobne zdanie o austryjakach czym przerazilem ich bo mysleli ze ich nikt nie rozumie. Od tego czasu mialem wszystko co chcialem. Po zmianie zalogi wracamy do samolotu i lecimy dalej. Ci widocznie sa poinformowani ze jest ktos kto rozumie czeski bo uwazaja co mowia. Poniewaz byla noc ukladam sie na potrojnym siedzeniu i zasypiam jak dziecko.