Hurghada

Lotnisko w Hurghadzie jest badziewiaste i panuje tu chaos typowy dla krajow arabskich. Wychodzac ze strefy celnej wchodzimy jeszcze do duty free gdzie kupuje za grosze fajki i flaszke lyskacza. Przed terminalem czeka na nas autobus ktory nas wiezie do miasta. Wysadzaja nas w miescie i mamy kilka godzin do czasu wyjazdu do Luxoru. Spacerujemy po ulicy i zagladamy do sklepow . Naganiacze wyczuli juz ze przyjechali nowi turysci bo rzucili sie na nas jak sepy. Opedzamy sie jak od komarow i siadamy w knajpce gdzie juz nie wchodza bo sa gonieni przez wlasciciela . Wypijam kilka piw bo czas wlecze sie strasznie. Przychodzi jedna austryjaczka i mowi ze chciala kupic bransoletke ale ceny jest zaporowa, Mowie jej zeby sie targowala. Ona nie ma pojecia jak to robic . Mowie zeby dala kase i pokazala o jaka bransoletke chodzi. Ide tam i po targach kupuje za 1/4 ceny jaka chcial od niej poczatkowo. jestem pewien ze i tak dalem za duzo ale pokazalem jej ze targowac sie trzeba. Kobitka dziekuje mi zachwycona a jej maz stawia mi piwo ktore kosztuje prawie tyle co roznica w cenie jaka wytargowalem za bransoletke. Poznajemy sie z tymi ludzmi i reszte czasu do odjazdu spedzamy razem. Ona ma na imie Gusti a on Herwig. Imiona dosyc ciekawe nawet jak u austryjakow. Autobusem pojedziemy do Luxoru w konwoju i dlatego czekamy bo nasz konwoj jedzie dopiero o 18. Ciekaw bylem jak to wyglada bo nasluchalem sie juz o tych konwojach legend. Gdy przyszla pora podjechalismy autobusem w okolice Safagi gdzie formowal sie konwoj. Tam czekalismy jeszcze prawie godzine az zjada sie wszystkie przewidziane do konwoju auta. Prywatne samochody jechaly bez konwoju. O 18 ruszamy.

Komentarze (0)