Wstajemy tuz przed koncem wydawania sniadania. Jest strasznie goraco. Ania choruje coraz bardziej. Idziemy na spacer po Sanurze i robimy zakupy. Pozniej posilek w zarekomendowanej knajpce u Lilly gdzie jest chyba najlepsze jedzonko w miescie. W knajpach przy drodze glownej ceny europejskie. My placimy za pyszne potrawy srednio 25 - 30 tys rupii. To samo przy drodze 60 - 100 tys. Ceny pamiatek rowniez wysokie ale mozna sie targowac. Po dlugim spacerze wracamy do hotelu i dzien konczymy przy basenie. Woda w basenie ciepla jak w wannie ale troszke chlodzi. Dogadujemy sie z kierowca ktory ma uklad z hotelem na wycieczke do wulkanu Batur i Ubud. Ustalamy cene na 450 tys. za 4 osoby na caly dzien. Facio chwali sie ze jest kwalifikowanym przewodnikiem turystycznym. Mowi calkiem niezle po niemiecku a takze po angielsku i japonsku. Jest troche zarozumialy ale my to olewamy. Ania cierpi bardzo. Dorota daje Ani jakies lekarstwa jakie zostaly jej z polski bo Ania zjadla juz wszystko co wzielismy z Wiednia. Arek z Dorota przenosza sie do miejscowosci Jimbaran gdzie wyczaili fajny hotel i gdzie umowili sie ze znajomymi. Idziemy na kolace do knajpy przy drodze gdzie jemy niezle jedzonko. Ja zamawiam dla mnie i Ani plate na 2 osoby ktora wymiatam prawie solo ze wzgledu na chorobe Ani. Wieczor konczymy na tarasie niszczac ostatnie zapasy lyskacza. Od teraz przestawiamy sie na browarek . Cena piwka w sklepie i knajpie nie rozni sie wiele wiec nie musimy robic wiekszych zapasow. Zalatwiamy w recepcji dodatkowy wentylator ktory ustawiamy na tarasie bo to co sie kreci przy suficie nie daja zadnej ochlody. Teraz mozna juz spokojnie posiedziec nie zalewajac sie potem. Ide spac jako ostatni.