Rano po sniadaniu schodzimy do recepcji bo nasz kierowca juz czeka. Nasz hotel nazywa sie Gush i stoi obok hotelu Rak.
Jedziemy przez niezbyt zatloczone miasto. Kierowca wiezie nas najpierw do dzielnicy rzadowej. Tutaj jest juz w miare czysto i nawet sa chodniki ktore maja niemal pol metra wysokosci. To pewnie przez miejscowych kierowcow dla ktorych dopiero taka wysokosc jest zapora nie do przebycia. Robimy fotki pod India Gate i jedziemy pod Parlament. Pozniej jedziemy do Old Delhi.
Podjezdzamy pod Purana Quila a pozniej pod Kutab Minar. Obydwa miejsca piekne i spokojne. W Kutab Minar podziwiamy najwiekszy na swiecie kamienny minaret. Misternie zdobiony robi naprawde duze wrazenie. Calosc miesci sie na terenie archeologicznym. Naokolo ruiny meczetu i budowli towarzyszacych. Sa tez cenofaty. Sporo zwiedzajacych ale jak zwykle indianie podpadaja mi przez swoje chciejstwo. Wszedzie na swiecie z biletem wstepu drozszym dla bialych 10x jak dla indian sa mapki sytuacyjne a tu za mapke trzeba ekstra placic 50 rupii. Niech spadaja ! Dzisiaj meczet Jama Masjid jest zamkniety dla zwiedzajacych wiec darujemy sonie i jedziemy do Red Fortu. Budowla bardzo koazala ale w srodku nieciekawa. Same mury sa imponujace i nic poza tym. W jednym z przejsc jest ciag sk´lepikow gdzie maja nawet rozsadne ceny po wytargowaniu. Tradycyjnie mamy sesje fotograficzna z indianami i powoli wracamy do taksowki.
Nastepnie jedziemy na Tybetanski bazar (Janpath) gdzie robimy drobne zakupy. Zaczynam sie zastanawiac jak my sie zabierzemy z tym calym majdanem. Na szczescie mamy rezerwowe plecaki ktore moga robic za bagarz podreczny. Po poludniu wracamy do hotelu i zaczynamy pakowanie. Wszepnie spakowani idziemy jeszcze na po przyprawy. Trafiamy na stoisko na ktorym zakupy robil pan Maklowicz /pozdrawiamy/. Kupujemy kilka kilo przypraw dla siebie i rodziny. Kupujemy tez herbate w roznych gatunkach.
Wieczorem idziemy na pozegnalna kolacje na jeden z rooftopow.