Geoblog.pl    geminus    Podróże    Hongkong,Filipiny,Macau i Chiny    Skutki sklerozy pod sloncem dalekiego wschodu.
Zwiń mapę
2013
27
lut

Skutki sklerozy pod sloncem dalekiego wschodu.

 
Filipiny
Filipiny, El Nido
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11197 km
 
Rano przemily wlasciciel hotelu wiezie nas na dworzec autobusowy skad mamy jechac do El Nido. Najedzeni pysznym sniadankiem nabieramy checi na nowe wyzwania. Sniadanie jedlismy na gornym tarasie przy akompaniamencie kogutow ktore pozniej okaza sie plaga trudna do zniesienia. Na dworcu jestesmy po kwadransie jazdy. Miejsce nazywa sie New Public Market. Ten Market to kilkaset byle jak skleconych bud sprzedajacych wszystko co potrzeba najubozszym mieszkancom miasta. Czystosc tego miejsca nie zacheca do zakupow mimo ze reszta miasta jest raczej czysta. Musze przyznac ze generalnie Filipiny sa czyste. Wlasciciele domow czy sklepikow dbaja o to zeby przed ich posesjami bylo czysto co kontrastuje nieco z prymitywna zabudowa. Sa tez miejsca gdzie sa piekne domy jakich trudno szukac w bogatych krajach. Wybralismy firme przewozowa RoRo w ktorej wykupilismy za 520 PHP bilety na przejazd autobusem klimatyzowanym. Sa tez kursy autobusami bez klimy ale za to bez okien. Niektore podjezdzajace autobusy pamietaly chyba 2 wojne swiatowa. Do odjazdu mielismy ok. godzine wiec zaciekawieni przygladalismy sie sposobowi ladowania pojazdow. Na dach szlo wszystko . Od rolek drutu kolczastego przez worki z jakims badziewiem,motocykle,meble,zywe swinki i na koncu ludzi. Bylem pelen podziwu dla panow mocujacych to wszystko na dachu ale bardziej podziwialem auta ktore musialy to wszystko udzwignac. W wiekszosci samochodow opony byly lyse jak ja bede za kilka lat.
Miejsca w autobusie mielismy numerowane wiec na spoko czekalismy nie stresujac sie zbytnio. Gdy podjechal autobus grupka miejscowych rzucila sie do drzwi ale pan pomocnik kierowcy wycofal ich zdecydowanie. Z nami jechalo kilkoro bialych wiec czulismy sie razniej. Przejazd miel trwac 6 godzin ale juz na starcie mielismy pol godz. opoznienia.
Poczatkowo droga byla bardzo dobra ale pospac sie nie dalo bo z jednego zakretu wjezdzalismy w drugi. Widoki za oknem ciekawe. Duza czesc trasy biegla wzdluz morza. Po przeciwnej stronie rozciagaly sie wcale niemale gory. Pierwszy postoj byl w miejscowosci Taytay. Wyszlismy z autobusu na papieroska i kawe. Zar lal sie z nieba wiec chetnie wrocilismy do autobusu po 15 min. postoju. Nastepny postoj byl w miejscowosci Roxas i tu stalismy ok. pol godziny. Za Roxas dobra droga sie konczyla i zaczela sie szutrowka. Widac jednak ze droga jest w budowie i pewnie w przyszlym roku bedzie sie jechalo wygodniej. Na kilka km. przed El Nido wraca dobra droga i dojezdzamy juz po betonie.
Z dworca autobusowego do hotelu jedziemy trycyklami za 60 PHP. A tu ZONK !
Okazalo sie ze ja stary sklerotyk zapomnialem ze hotel mamy tu zarezerwowany dopiero od jutra. Poczatkowo planowalem ze z Puerto Princesa pojedziemy ogladac nowy cud natury czyli podziemna rzeke w okolicach Sabang. Okazalo sie jednak ze potrzeba na to permity do parku narodowego a w czasie kiedy przyjechalismy do PP wszystkie trawel agencje byly juz pozamykane. Poza tym poznani wczesniej Niemcy powiedzieli ze byli zawiedzeni ta rzeka poniewaz jest ciemno i malo co widac . Tylko przewodnik ma latarke i pokazuje wybrane fragmenty jaskini. Uznalismy ze w takim razie spedzimy jeden dzien dluzej w El Nido ale zapomnialem ze na ta noc nie mamy hotelu. Na szczescie pan z recepcji wskazal nam hotelik oddalony 30 metrow dalej. Dostalismy 2 pokoje z czego jeden byl z A/C a drugi z wiatrakiem. Ja ze wzgledu na moja pikawke dostalem pokoj z klima. Widok z okna mialem na zatoke i stojace przy brzegu banki ( lodzie ).
Wybieramy sie na spacer po plazy i w jednej z knajpek spotykamy pare przesympatycznych Polakow. Dowiadujemy sie ze w poblizu miasta jest piekna plaza o nazwie Laska Banana. Postanawiamy sie tam wybrac jutro bo na Island Hoping ze wzgledu na zmiane hotelu nie bylo szans. Knajpka zachwalana przez mojego kolege ze Szwecji okazala sie niewypalem. Zaproponowano nam tylko miecho a nastawieni bylismy na ryby. Zjadamy jakies dania niezbyt smaczne i wracamy do hotelu. Po drodze wstepujemy do naszego hotelu ktory mamy zarezerwowany od jutra i wypijamy porcyjke rumu z kola. Siedzimy dluzszy czas na tarasie i laczymy sie na Skype z corka Grazyny i Marka. Mimo mojej wpadki z pomylka w dacie przyjazdu dzien uznajemy za udany.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Mario
Mario - 2013-03-25 13:26
My natomiast pojechaliśmy na lotnisko dzień po wylocie, jak lecieliśmy z NYC na Bachamas... takie wpadki czasami się zdarzają... ale dzięki temu później jest co wspominać... :)

Super Relacja, tylko FOTO brak :(
 
 
geminus
Marek Dylewski
zwiedził 39% świata (78 państw)
Zasoby: 477 wpisów477 258 komentarzy258 3057 zdjęć3057 4 pliki multimedialne4
 
Moje podróżewięcej
30.03.2016 - 24.04.2016
 
 
02.02.2015 - 07.03.2015