Rano idziemy do naszej nowo poznanej knajpki na sniadanie. Sniadanie jest smaczne a na dodatek dostajemy ogromny polmisek owocow. To co jadamy w Europie to smiech a nie owoce poludniowe. Tu smakuja zupelnie inaczej. Mango filipinskie nie ma sobie rownych a papaye sa wielkosci glowy doroslego czlowieka. Ananasy lepsze jadlem tylko na Sri Lance ale tez sa wysmienite. Idziemy na dworzec autobusowy oddalony 30 metrow od naszego hoteliku. Autobus firmy RoRo juz czeka. W tylnej czesci autobusu zamiast szyby w oknie jest folia plastikowa. Widocznie nie maja kasy na nowa szybe.
Droga powrotna przebiega podobnie jak ta ktora jechalismy do El Nido. Postoje mamy w Roxas i Tay Tay. Do Puerto Princesa przyjezdzamy ok. 16-tej. Po drodze dwa ryzy mymy kontrole policyjna. Widac ze dbaja o bezpieczenstwo podroznych. Z dworca autobusowego jedziemy do znajomego hotelu Sun Flower. Pan wlasciciel cieszy sie ze jednyk wybralismy jego oferte mimo ze nie bylismy pewni czy to zrobimy. Pokoje dostajemy tym razem na dole. Jest szansa ze nie bedzie tak slychac kogutow. Robimy sobie kapiel i przebieramy sie w czyste ciuszki. Pan wlasciciel zawozi nas do restauracji Ka Lui ktora jest blisko od Chinabutch ale po drugiej dtronie ulicy. Tutaj mamy klopot bo pan kelner mowi ze miejsca sa zarezerwowane i daje nam do zrozumienia zebysmy spadali. Nie daje za wygrana i mowie mu ze szkoda bo pisze dla portalu turystycznego z Niemiec i nie bede mogl im zrobic reklamy. Pan lyknal moje klamstewko i po naradzie z kolega wskazuje nam stolik.
Palic nie mozna przy stolikach tylko przy wejsciu gdzie stala popielniczka. Zamawiamy pysznosci ktorych nie bede wyliczal bo musialbym to robic zbyt dlugo. Bylo kilka dan a wszystkie pyszne. Rachunek okazuje sie calkiem normalny i duzo nizszy jak w Chinabutch. Ta knajpke moge spokojnie polecic ze wzgledu na jakosc potraw i ceny.
Po zjedzeniu wychodzimy niespiesznie i spacerem kierujemy sie w strone naszego hoteliku. Po drodze mijamy sklepiki i knajpki zapraszajace nas do srodka. Nabywamy rum i reszte drogi jedziemy trycyklem.
W hotelu zasiadamy na tarasie i zaczynamy nocne polakow rozmowy. Po jakims czasie panie ewakuluja sie do pokoi a ja z Markiem konczymy spokojnie buteleczke. Okolo polnocy idziemy spac bo jutro czeka na nas kolejna wyspa.