Rano kac gigant. Nic nie smakuje. Sniadanie zjadamy kolo poludnia. Panie zaczely plazowanie pilnujac zebysmy zbytnio sie nie leczyli. Upal byl straszny wiec do wody wchodzilismy z nakryciem glowy. Po kilku godzinach bylo lepiej wiec moglismy posnorkowac. Kilkanascie metrow od brzegu zaczynala sie rafa i cudowny swiat . Na dnie lezalo mase rozgwiazd. Dalej od brzegu bylo juz kolorowo jak w akwarium. W wodzie spedzamy czas az do wieczora. Poznaje tu pare Rosjan z Orla pod Moskwa. Obydwoje odstawieni jak z zurnala. Dima mowi mi ze dziwi go ze z nim rozmawiam bo przeciez Polacy ich nie lubia. Mowie mu ze nie wszyscy i nie wszystkich ruskich co go jednak nie przekonuje. Stwierdzam ze nie bede go przekonywal bez konca i zostawiam ich samych. Pozniej sie dziwia dlaczego Polacy ich nie lubia.
Wieczorem znowu spacer wzdluz plazy i kolacja przy muzyce kolejnego zespolu rownie kiepskiego jak wczorajszy. Niemcy opowiadaja o swoich ukladach z hotelem do ktorego przyjezdzaja dwa razy w roku i maja specjalne przywileje i ceny. Tym razem wieczor spedza z nami instruktorka nurkowania z bazy obok naszego hotelu.
Poznajemy Czecha ktory jest lekarzem i mieszka w Szwajcarii. Podrozuje sam a ma juz 72 lata. Facet wyglada na piecdziesiatkilka i jest suchy jak patyk. Umawiamy sie ze pogadamy jutro przy sniadaniu bo przed poludniem jedziemy juz do Tagbilaran na statek. Doktor szczesliwy ze moze z kims porozmawiac po czesku odchodzi do swojego hoteliku. Okazalo sie ze podrozuje sam bo jego zona juz niedomaga i nie moze daleko jezdzic. Mily czlowiek ale widac ze chytry.