Geoblog.pl    geminus    Podróże    Hongkong,Filipiny,Macau i Chiny    HKG po raz trzeci i zakupy w Shenzhen
Zwiń mapę
2013
15
mar

HKG po raz trzeci i zakupy w Shenzhen

 
Chiny
Chiny, Shenzhen
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14157 km
 
Wstajemy o 8 rano i idziemy na sniadanie w formie bufetu. Najedzeni wymeldowujemy sie z hotelu i jedziemy na terminal promowy. Rejs powrotny do HKG jest przyjemny bo i widocznosc sie poprawila. Z terminala promowego w HKG bierzemy taksowke i jedziemy na stacje Hung Hom skad mamy kolejke do Lo Wu gdzie jest przejscie graniczne do Chin. Kolejka w wiekszosci jedzie gora dzieki czemu mozna podziwiac okolice. Teraz dopiero widac jak wielki jest Hong Kong. Okolica stala sie gorzysta i gdzieniegdzie widac zasieki i wiezyczki straznicze. Gdy dojezdzamy do Lo Wu widzimy ze wszyscy ida w jedna strone wiec i my tam idziemy. Siecia przejsc podziemnych przechodzimy na terminal graniczny. Tu odprawiamy sie po stronie HKG i idziemy na strone chinska. Najpierw musimy wykupic "wize Shenzhen" wydawana obywatelom UE z wyjatkiem GB na okres pieciu dni. Wizy dotyczy tylko specjalnej strefy ekonomicznej i nie mkozna jechac poza nia bo to grozi sporymi konsekwencjami w przypadku zlapania przez policje. Wypelniamy formularze i podchodzimy do okienka gdzie wydaja wizy. Tu zaskoczka bo pan nie chce HKD tylko juany. Na stronie HKG gov. bylo wyraznie napisane ze wiza kosztuje 150 HKD a tu zonk.Gdy paszporty podaja Grazyna z Markiem dostajemy kolejnego kopa. Okazuje sie ze my mamy zaplacíc 160 juanow a oni 475 za osobe. Oni maja paszporty polskie wiec odbieramy to jako szykane. Mowie urzednikowi ze Polska jest w UE ale pan pokazuje mi liste na ktorej w pozycji Polska skreslono siume 160 i wpisamo 475. Odbieramy to jako szykane ale nie ma dyskusji.Pewnie to zemsta Chinczykow za wykolegowanie ich z budowy autostrad w Polsce. Wsciekli na pazernych urzednikow chcem,y wymienic kase alöe okazuje sie ze nie mozemy wrocic do bankomatu po stronie HKG a po stronie chinskiej mozemy wymienic tylko po uzyskaniu wizy. Idziemy wiec do kantoru ktory wskazuje nam pan urzednik i wymieniamy kase po bandyckim kursie. Penie kantor ma uklad z urzednikami bo z gory wiedzieli co potrzebujemy i ile. Spotykamy tu dwoch wscieklych Polakow ktorzy rowniez zostali zaskoczeni cena wizy. Pomstujac na chinskich biurokratow przechodzimy do kontroli granicznej. Nam udaje sie przejsc bez problemu ale Grazyne z Markiem zatrzymuja i dokladnie kontroluja. Paszporty ogladaja im pod lupa szukajac nie wiadomo czego. Takiego powitania sie nie spodzewalismy i juz na wstepie znielubilismy chinskich urzednikow.
Po wyjsciu z terminala granicznego wychodzimy na taras skad rozposciera sie widok na spory plac . Po jednej stronie jest duzy kompleks handlowy a z drugiej stacja metra. Zerknalem w dol i mialem ochote uciekac do HKG. W dole klebil sie tlum chyba miliona Chinczykow. Wygladalo to niesamowicie i groznie. Zaraz zaczeli nas lapac za rece i ciagnac do swoich geszeftow. Inni proponowali uslugi taxi ale byli strasznie nachalni. Otrzepywalismy sie z tych co bardziej nachalnych i szlismy w strone metra. Mialem plan zeby przejechac kilka stacji metrem i dopiero pozniej wziac taxi bo nie wiedzialem jak sie dostac do hotelu. Niby mialem namiary od blogowiczow ale pozniej sie okazalo ze byly baaardzo niedokladne. Nasz hotel nazywal sie Green Oasis i byl sporo oddalony od przejscia granicznego. W tym miejscu musze doradzic wszystkim tym co wybieraja sie do Shenzhen na zakupy zeby hoteli szukali obok przejscia granicznego bo tu jest wiekszosc miejsc handlowych. Po miescie mozna sie poruszac metrem ktore jest bardzo wygodne i nowoczesne ale odleglosci sa tak wielkie ze wiekszosc czasu traci sie na przejazdy i na dodatek trzeba wiedziec gdzie sie chce jechac bo tu malo kto mowi po angielsku. Niektorzy pytani przeze mnie uciekali a inni od razu machali rekami robiac glupie miny. Tylko przy przejsciu granicznym mozna znalezc kogos mowiacego po angielsku.
Widzac ze naganiacze sa coraz bardziej natarczywi odchodzimy kilkaset metrow od terminala i dogadujemy sie z jednym ze nas zawiezie za rozsadne 100 juanow.
Jechalismy ok. godzine. Momentami zastanawialem sie czy nie dojezdzamy juz do Pekinu. Shenzhen to wielkie miasto w ktorym ciezko jest wskazac centrum poniewaz co jakis czas mijamy skupiska wiezowcow o jakich sie w Polsce nie snilo.
Gdy dojezdzamy do hotelu to zastanawiam sie czy pan nie polecial sobie w kulki bo nie bylo tu napisu Green Oasis tylko jakies krzaki. W recepcji jakis malo kumaty koles przeglada kwity z rezerwacja i z usmiechem mowi ze oni takiej rezerwacji nie maja.
Mowie mu ze w takim czasie ide na policje a oni zwroca mi za kaksowke. Pan wykonuje telefon i przychodzi mloda pani mowiaca dobrze po angielsku. Wyjasniam ze mamy rezerwacje i nigdzie sie nie ruszamy. Pani przeglada papiery i opiernicza po chinsku kolesia. Dostajemy pokoje na 7 pietrze. W recepcji kupujemy w automacie piwko placac 4 juany za puszke.
Pokoje byly sterylnie czaste i spore. Byly niezbedne kosmetyki i suszarka a takze czajnik do herbaty i herbata. Z okna mielismy widok na jakas baze autobusowa i wiezowce. Zostawiamy plecaczki i idziemy obczaic okolice.
Okazuje sie ze tuz obok hotelu jest sklep w ktorym duza flaszka piwa kosztuje 3 juany. Idziemy dalej i dochodzimy do ogromnego centrum handlowego bedacego czesciowo w budowie. Wchodzimy do srodka i tu zaskoczka bo prawie nie ma kupujacych. Pozniej przekonujemy sie dlaczego. Byly tu sklepy z oryginalami znanych marek a ceny jak w Wiedniu. Na dole restauracja w ktorej widac co bogatszych miejscowych bo ceny rowniez kosmiczne. Niestety karta dan wylacznie po chinsku i na dodatek bez obrazkow.
Idziemy dalej i znajdujemy po drugiej stronie ulicy KFC. Tu zjadamy kolacje bo sa obrazki i wiadomo co sie zamawia. Ceny przystepne. Wracajac do hotelu jeszcze raz wchodzimy do molla i tu znajdujemy ogromny supermarket. Robimy zakupy asekurowani przez dwoch panow z obslugi ktorzy nie odstepowali nas na krok. Gdy zapytalem o herbate jasminowa panowie robili dziwne miny i nie mieli pojecia o co mi chodzi. Dziewczyny ryly ze smiechu jak odstawialem pantomime tlumaczac kolesiowi o co mi chodzi a ten nic nie kapowal. Widocznie nie mam talentu albo pan byl wyjatkowo niekumaty. Herbate znajdujemy sami podobnie jak i reszte tego co chcemy kupic. Po drodze odwiedzamy jeszcze kilka sklepow ale ceny sa tu wysokie. Postanawiamy ze pozostale zakupy zrobimy jutro przy przejsciu granicznym. Na 5 pietrze hotelu jest taras ze stolikami gdzie zasiadamy saczyc piwko. W dole widac spory plac na ktorym duza grupy chinczykow przy muzyce cwiczy tai chi. Ja z Markiem chcemy isc popatrzec na te tance ale nasze panie skutecznie nas hamuja. Reszte wieczoru spedzamy na tarasie wsluchujac sie w odglosy miasta.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (14)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
geminus
Marek Dylewski
zwiedził 39% świata (78 państw)
Zasoby: 477 wpisów477 258 komentarzy258 3057 zdjęć3057 4 pliki multimedialne4
 
Moje podróżewięcej
30.03.2016 - 24.04.2016
 
 
02.02.2015 - 07.03.2015