Po kolejnych dwoch dniach na morzu przyplywamy do Las Palmas. Od razu widac ze wrocilismy do cywilizacji. Piekny port i elegancki terminal zachecaja do wyjscia ze statku.Obok nas stoi niemiecka Aida i jeszcze jeden statek maltanski a takze eskadra okretow tureckich. Tu nie bralismy zadnej wycieczki bo byly drogie a my postanowilismy zorganizowac cos sami. Zaraz za brama portu jest przystanek autobusowy skad mozna pojechac do centrum miasta. Kierujemy sie tam i nagle podchodzi do nas koles proponujac obwiezienie po Las Palmas i okolicy. Cena 20 euro od osoby za 5 godzin wozenia wydala sie nam atrakcyjna i nie dyskutujac wiecej ruszamy.
Nasz kierowca Francisco okazujed sie przemilym i bardzo gadatliwym gosciem. Najpierw wiezie nas przez miasto na najpiekniejsza plaze w miescie -Playa de Las Palmas ktora ma 4 km. Niestety wieje silny wiatr i nie jest za goraco zeby wskoczyc do wody.Robimy foty i spacerujemy bo bulwarze przy plazy. Nasz kierowca pije sobie kawke w podobno najlepszej kawiarni na wyspie. Wierzymy na slowoNastepnym naszym przystankiem jest Arucas ze swoja katedra. Katedra ma piekny fronton ale w srodku nie powala. Spacerujemy po miasteczku ktore jest slynne z likierow ktore nawet mozna za darmo degustowac. My odkrywamy sklep z butami gdzie ja kupuje piekne mokasyny skorzane za jedyne 12 euro a Marek swoje za 10. Szok . Takich cen to jeszcze nie widzialem. Poniewaz kierowca sie troche niepokoil bo stal na zakazie zbieramy sie i ruszamy dalej. Francisco wjezdza na jakas wielka gore z ktorej mamy wspanialy widok na miasteczko. Tu prowadzi nas w miejsce z ktorego pomidorami karmi jaszczurki . Faktycznie zlatywaly sie jak kury i wpierniczaly na calego. Robimy foty i jedziemy na plantacje bananow . Francisco ma jakiegos zajoba na punkcie bananow bo ciagle nam o nich opowiada. Pokazuje nam nawet kwiat bananowca na jednym z drzew.
Nastepny przystanek jest w miasteczku Teror ktore slynie z Bazyliki Nuestra Senora del Pino. Kiedys podobno na drzewie ukazala sie tu komus Matka Boska i teraz jest to miejsce pielgrzymkowe zatwierdzone przez papieza w 1914 roku. Najwiekszy bajer jest tu 8 wrzesnia kiedy przychodza pielgrzymki. Przy tej drodze jaka trzeba pokonac z Las Palmas do Teror nasze pielgrzymki do Czestochowy to spacerek. Tu jest prawie caly czas pod gore i to niezla. Obok bazyliki znajduje sie Casa Museo de la Virgin w ktorym pokazane jest zycie 17 wiecznej szlachty. Wchodzimy do bazyliki ale akurat jest msza wiec sie wycofujemy zeby nie przeszkadzac. Ludzi sporo. Z tylu i boku bazyliki ustawione sa stragany na ktorych sprzedawane jest wszelkie badziewie. Francisco przynosi nam po sporym kawalku bagietki z jakas Pasta rybna. Jest to nawet smaczne ale sie zapychamy wiec przynosi nam wode. Facet jest niesamowity. Nie pyta nas o kase a jego uczynnosc zastanawia jak by to bylo gdyby nasi taksiarze byli tacy mili ?
Po spacerku uliczkami tego slicznego miasteczka jedziemy w gory i Francisco pokazuje nam dom swojego dziadka na dziedzincu ktorego jemy kumkwaty prosto z drzewa. Rosnie tu tez bananowiec ale jeszcze mlody. Miejsce jest piekne i bardzo widokowe. Zjezdzajac w dol zatrzymujemy sie w wytworni mody mineralnej gdzie popijamy wode prosto ze zrodla. Francisco ucina sobie pogaduszki z kolega ktory robi tam za ciecia a my korzystamy z kibelka.
Nastepnym punktem programu jest ogromna kaldera na dnie ktorej stoi jakies gospodarstwo rolne. Kaldera jest dosyc stroma i naprawde budzi szacunek. Wjezdzamy na sama gore skad mamy swietny widok na kaldere i z drugiej strony na oddalone o kilkanascie km. Las Palmas.
Po nasyceniu sie pieknymi widoczkami jedziemy juz do miasta gdzie Francisco znajduje nam sklep w ktorym uzupelniamy zapasy wody rozmownej i popitki po czym podjezdzamy pod statek.
Na terminalu przelewamy trunki do butelek po wodzie mineralnej i wchodzimy na pewniaka na statek. Ja tradycyjnie prosze o wylaczenie bramki wykrywajacej metale ze wzgledu na moj rozrusznik. Pod sciana stoja dwa kosze wypelnione zarekwirowanym alkoholem. Nam udaje sie wszystkio wniesc . Idziemy do kabin i po malym prysznicu przebieramy sie i dalej jazda na misato.
Tuz za brama portowa jest spore Centrum handlowe z duza iloscia sklepow i knajpek.
Pierwsze co robimy to siadamy w pierwszej spotkanej knajpce i pijemy browarka ktory smakuje jak nektar. Zrobilo sie bardzo cieplo. Dziewczyny budza nas z letargu i ruszamy na sklepy. Po jakims czasie urywamy sie z Markiem i smigamy na piwko bo grzebanie sie w szmatach to nie dla nas. Jakby nie patrzec tutejszy browarek jest tanszy i lepszy jak ta uryna na statku. Podchodzi sliczna kelnerka w ktorej sie zakochalem od pierwszego wejrzenia i pyta co chcemy . Mowie ze piwo a ona -duze czy male. Ja na to ze my jestesmy duze chlopaki to i piwko chcemy duze wiec przyniosla nam po prawie litrowej flaszce mocnego piwa zamykanego jak szampan. Po wypiciu dostajemy malenkiego szmergla po piwko bylo tak mocne jak wino a nie piwo. Nadchodza nasze panie i widza ze walczymy jeszcze wiec oddalaja sie na przerzucenie kolejnego sklepu a my dla rownowagi bierzemy po jeszcze jednym piwku ale tym razem malym. Widze ze sporo ludzi ze statku tez sie dalo nabrac na piwo "grande" bo ichnie male to bylo nasze duze. Widzimy tez nasze dwie Polki ze statku ale nie podchodzimy bo jedna z nich jest wyraznie na polowaniu.
Wiele razy mialem mozliwosc jechania na Gran Canarie i zawsze szukalem czegos innego a wyspa jest naprawde przepiekna i moge ja kazdemu polecic. Jest poza tym duty free a niektore ciuchy Grazyna kupowala po 3 euro. Najbardziej poszkodowany bylem ja bo w moim modnym rozmiarze nie bylo nic.
Zastanawiam sie do dzisiaj jak naszemu kierowcy oplacalo sie wozic nas po wyspie za tak male pieniadze? Mimo ze dalismy mu jeszcze 20 euro gorka to i tak licznik pokazywal wiecej jak t co razem od nas dostal a on sie jeszcze cieszyl. Dla mnie kalkulacja niepojeta. Wieczorem odplywamy podziwajac wyspe z pokladu statku.