Tym razem wstajemy wczesniej zeby byc na sniadaniu o 8. Na sale akurat weszli Arafaci z haremem i jakis afrykanczyk.
My najpierw bierzemy kawe ktora sie samemu robi w maszynie i leje do papierowych kubeczkow mniejszych jak byc powinny. Trzeba troche refleksu zeby wyczuc moment jak sia ma przelewac i nie zjarac paluchow. Idziemy z kawa do stolika a tu na tacach resztki. Arafaty i opalony nawalili sobie tyle ze sie wyswypywalo z talerzy nie patrzac ze jeszcze inni ludzie sa na sali. Ot kulturnyj narod. Zalapujemy sie na te resztki i widzimy jak na sale wchodza ludzie ktorzy przyjechali wczoraj wieczorem i nie znali tutejszych zwyczajow. Tym razem oni pytaja kucharza co jest grane a ten pokazuje zegarek itd. Ci ludzie byli bardziej nerwowi jak my bo nawsadzali mu od najgorszych i poszli do recepcji zadajac widzenia z wlascicielem. Oni mieli mniej szczescia jak my bo szefa nie bylo.
Jedziemy autobusem do miasta. W planie mam muzeum Rokefelera w ktorym sa wyjatkowo cenne i piekne zbiory. Wysiadamy przy bramie Heroda cofamy sie ok. 200 metrow. Tu zonk. Muzeum zamkniete. Pytam kobitke co jest grane a ona ze szabas. Mowie ze szabas to chyba w sobote a ta ze nie . Oni zaczynaja juz w piatek. Zawiedzeni idziemy do Old City. Po raz drugi przechodzimy droge krzyzowa i dochodzimy do Bazyliki Grobu. Na dziedzincu grupy polskich pielgrzymow obsiadly wszystkie kamiennne schody. W rogu po prawej stronie od wejscia do Bazyliki widze drzwi przy ktorych siedzi na krzesle jakis mnich w czapce pilotce i macha wielkim mosieznym krzyzem. Ludzie podchodza ale widzac mnicha odchodza. Ja zerkam przez drzwi i widze ladna kaplice. Mnich zerka na mnie malo przyjaznie wiec pytam go czy chce moze wody ale ten odmawia ale juz przyjaznie i proponuje mi zebym wszedl do srodka. Szukam Ani i wchodzimy . Mnich pokazuje zebysmy poszli na gore. Idziemy i wychodzimy na dach bazyliki gdzie jest jakby mala koptyjska wioska . Mnich byl Koptem a to byl ich klasztor. Na dachu byla mala rotunda sw. Heleny ktora stala dokladnie nad Golgota. Przechodzimy z placu do nastepnej kaplicy i siadamy bo zaczalem wymiekac po tych wszystkich schodach i nierownych brukach. Widze swieczki jakie sie u nas swieci na choinkach i tace. Klade 5 szakali i zapalam swieczke. W drzwiach dwoch mnichow dyskutuje zawziecie nie zwracajac uwagi ze ludzie sie modla. Dra sie w nieboglosy i myslalem ze raczej sie kluca jak dyskutuja. Wtem jeden z nich pokazuje mi zebym wszedl gdzies w lewo za przepierzeniem. Patrze zdziwiony bo niczego tam od zewnatrz nie widzialem a tam jest niskie i ciemne wejscie. Podchodze i prawie na kleczkach wchodze w dziure. Tam byly schody w dol. W ten sposob znalazlem sie w starej rzymskiej cysternie na wode. Schodzimy w dol az do wody. Na scianie tabliczka informujaca ze to byla chrzcielnica ktora powstala za sw. Heleny. W cysternie bylismy sami i domyslilem sie ze mnisi wpuszczaja tam dopiero jak ktos da cos na tace. Obok kaplicy bala na scianie tablica informujaca ze tam jest IX stacja drogi krzyzowej. Kiedys widzialem w TV jak madrala Cejrowski pokazujac droge krzyzowa w Jerozolimie pokazywal jakis stragan mowiac ze tu byla 9 stacja ale araby ja zabudowali budami i teraz jej nie ma. Okazuje sie ze jest i zawsze tam byla ale na dachu bazyliki.
Szwedamy sie jeszcze po starowce az do zmroku i wracamy na Gore Oliwna. Meldujemy sie u Sabriego a ten prowadzi nas do knajpki obok mowiac ze to tez jego i prowadzi do piwnicy gdzie byly normalne stoliki i pufy z niskimi stolikami przy ktorych niektorzy palili fajki wodne.
Sabri czysci dla nas stolik i daje czysty obrus. Postanawiam zamowic fajke wodna bo jak sie bawic to sie bawic.
Po chwili wjezdza jedzonko. Pierwsze przystawki czyli siedem roznych salatek i kalafior smazony w sezamie a po nich danie glowne . Ania ryba a ja miecho i smazone kartofle z leczo. Tak sie najadlem ze mialem ochote wezwac nosze zeby mnie zabrali do hotelu. Przeszlo mi gdy do knajpy weszlo pieciu panow z brodami wygladajacych jakby za chwile mieli strzelac i Sabri zaproponowal zebysmy przeszli do jego Bistro. Facet przepraszal nas mowiac ze nie wszyscy palestynczycy sa przyjazni i lepiej dmuchac na zimne. Jako rekompensate dal nam piekny album o Ziemi Swietej w jezyku niemieckim co akurat nam pasowalo bo ten jezyk znamy.
W hotelu pakujemy sie a ja dopijam lyskacza ktorego przywiozlem w celach higienicznych.