Gdy wstalismy statek juz stal przy nabrzezu. Po drugiej stronie portu stal o wiele wiekszy statek MSC ktory przy naszym wydawal sie olbrzymem. Moi wybrali sie na spacer. Nie bralismy wycieczki ze statku bo to co proponowali bylo za frogie i poza tym juz kiedys tam bylismy. Moi poszli w tzw. miasto a ja po spozyciu sniadania udalem sie na rekonesans w najblizsza okolice. W zasadze przy porcie to byla jedna ulica i kilka knajp przetykanych sklepami z wszelkim turystycznym badziewiem. Nic ciekawego. Skorzystalem z okazji i wknajpce spozylem browarek i kilka lampek wina do ktorych zawsze podaja tu jakas zagryche. Zagrycha gratis. Po jakims czasie zaczelo lac i zrobilo sie malo przyjemnie. Gdy tylko deszcz ustal udalem sie w strone statku i posiedzialem jeszcze na nabrzezu rozmawiajac z jakimis turystkami z Niemiec w wieku matuzalemowym. Okazalo sie ze panie podrozuja juz od lat a maja juz dobrze po osiemdziesiatce.Tylko pozazdroscic kondycji i samozaparcia. Oczywiscie pomaga im w tym spora kasiora ale zawsze jak ktos sie nie rusza to nic nie widzi. Wieczor spedzilismy na pokladzie grajac w karciochy. Kolega z Rosji jak zwykle szastal kasa i zamawial najdrozsze drinki a panie z Ukrainy lansowaly sie na grande az przykro bylo patrzec.Pozno w nocy gdy wyszedlem na fajke mialem okazje obserwowac pewna Dunke ktora nawalona jak kopaczka tanczyla ze sciana i co chwile plakala. Okazalo sie ze to samotna kobieta z malego miasteczka ktore wymiera po sezonie i pila ze strachu ze tam musi wrocic. Znajomy Austryjak nie chcial odejsc od baru mimo ze ledwo sie trzymal na nogach bo mial all inclusiv i chcial z tego korzystac do oporu. Facet zaplacil kilkaset euro wiecej zeby miec staly dostep do gorzaly i winska. Mozna i tak ale wygladalo to jakos nie fajnie.