Rano zostalismy zabrani spod hotelu i ruszylismy w droge do Hoi An. Poniewaz pogoda byla niezbyt ciekawa malo bylo widac przez okna. Ja drzemalem a Ania podziwiala okolice. Po drodze mijalismy Danang znane z tego ze byla tu jedna z najwiekszych w Wietnamie wojskowa baza amerykanska. Miasto robilo przyjemne wrazenie . Duzo nowych domow ,szerokie ulice i w miare czysto. Po Hanoi wszystko moglo juz byc tylko czysciejsze. Autobus podwiozl nas pod zaprzyjazniony hotel ale po ogladnieciu pokoi postanowilismy znalesc cos innego. Z zakwaterowaniem w Hoi An nie ma zadnego problemu. Sa dziesiatki hoteli o roznym standarcie i kazdy znajdzie cos dla siebie. My postanowilismy zamieszkac w hotelu za 20$. Hotel byl naprawde elegancki i mial w srodku piekny basen. Humory sie nam poprawily bo wreszcie bylo cieplo a wrecz goraco. Istny szok pogodowy. Jeszcze w polowie drogi z Hue do Hoi An kiedy mielismy postoj nad morzem poludniowochinskim lalo jak z cebra a tu istna Alabama. Magda i Roman ruszyli zaraz w poszukiwaniu krawca bo Roman chcial sobie uszyc 2 garnitury. Mieli lekki bol glowy bo w najblizszej okolicy byli sami krawcy i nie wiedzieli gdzie maja szyc. Udalismy sie cala grupa jako doradcy i po zwiedzeniu kilku salonow wybralismy jeden gdzie wzieli mu miare i kazali przyjsc wieczorem do przymiarki. Magda i Ania wymyslily sobie ze i one sobie cos uszyja . Wiedzialem juz ze caly pobyt w Hoi An skonczy sie na przymiarkach i ciuchach. Poniewaz ja nic sobie nie szylem urwalem sie i pojechalem wymienic pieniadze. Wzialem motocyklowe taksi i po objechaniu polowy miasta stwierdzilem ze obok naszego hotelu daja najlepszy kurs wymiany. Podroze ksztalca. Biegajac od jednego krawca do drugiego poznalismy dwie Polki ktore same podrozowaly po Azji. Brawo za odwage ! Po zalatwieniu wycieczki do My Son i wypytaniu o ceny biletow lotniczych do Sajgonu poszlismy zwiedzac miasto. Hoi An znane jest z tego ze zachowalo sie tu duzo domow budowanych na styl chinski. Po zrobieniu fotek na kilkusetletnim moscie ktory w przewodnikach wygladal na wiekszy udalismy sie do knajpy reklamowanej w przewodnikach Pascala i Lonely Planet. To wreszcie bylo to czego szukalismy . Wybralismy zestaw zlozony z 7 dan . Czego tam nie bylo ! Byla pyszna zupka,spring rolls,raba zawijana w papier ryzowy i wiele innych pysznosci. Wszystko pieknie udekorowane i naprawde przepyszne. Co najsmieszniejsze bylo bardzo tanio i smacznie . Podobno tajemnica tkwi w wodzie ktora wydobywaja ze studni znajdujacej sie na terenie restauracji. Restauracja znajduje sie po lewej stronie od mostu idac w strone kanalu. Atmosfera rodzinna i nie bylo tloku. Jeszcze tu wrocimy.