Geoblog.pl    geminus    Podróże    Tajlandia ,Kambodza Wietnam. Powtorka z rozrywki 2008    Swiatynie w My Son
Zwiń mapę
2008
26
lut

Swiatynie w My Son

 
Wietnam
Wietnam, Mỹ Sơn
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11389 km
 
Z rana zabrali nas autobusem do My Son. Jest tam kompleks swiatynny plemienia Champa wyznajacego hinduizm. Jest to jedyna swiatynia hinduistyczna na terenie Wietnamu. Ludnosc Champa wyniosla sie stamtad zabierajac ze soba glowy bostw ktorych rzezby pozostaly. Zwiedzanie zaczyna sie przy budynku gdzie umiescili mala knajpke i ustawili bez ladu i skladu rzezby z roznych kultur i epok. Byla nawet rzezba faraona. Cos im sie chyba czasy pomylily. Nastepnie pognali nas jakies 500 metrow gdzie po przejsciu przez mostek pakowali nas do autentycznych amerykanskich willysow. Cud ze to jeszcze jezdzi ale po Kubie uwierze juz we wszystko. Podwiezli nas do swiatyn ale ostatnie kilkaset metrow musielismy przejsc dosyc syfiasta droga. Zeby nie zrobilo sie nam zbyt dobrze zaczal padac deszcz momentami porzechodzacy w ulewe. My jak na zlosc zmyleni pogoda w Hoi An nie wzielismy peleryn.
Caly kompleks swiatynny jest bardzo rozlegly i w kiepskim stanie. Podobno wojna zrobila tez swoje. Oczywiscie winni amerykanie. Podczas zwiedzania zaskoczka. Spora polska grupa turystow z przewodnikiem. Przed nimi posluchalismy przewodnika niemieckiego i musze stwierdzic ze polski przewodnik byl tam chyba z lapanki. Facet nie wiedzal co mowi a mowil tylko to co bylo w przewodniku i to jeszcze mylil fakty. Niewspomne z jakiego biura turystycznego byl bo nie chce robic reklamy nieudacznikowi i jego mocodawcom. Po zwiedzeniu ruin szybko udalismy sie do wyjscia ale po drodze wstapilismy jescze do knajpki zeby wypic cos cieplego. Tam spotkalismy pare z Polski w trakcie podrozy dookola swiata . Nie byli za bardzo rozmowni i sprawiali wrazenie zarozumialych. Widzac ze nie da sie pogadac odpuscilismy sobie. Nastepnie zabrali nas na stateczek ktorym wrocilismy do Hoi An. Pozniej przymiarki,przymiarki i jeszcze raz przymiarki. Corka uznala ze musze byc przy nich koniecznie jako doradca co mi wcale nie pasowalo. Kombinowalem jakby sie tu urwac na piwko ale baby byly czujne i musialem sie nudzic tracac cenny czas ktory moglem przeznaczyc na zwiedzanie miasta. Tam doszlismy do wniosku ze po meczarniach w pociagu do Hue nastepny etap odbedziemy samolotem. Okazalo sie ze bilet lotniczy do Sajgonu kosztowal tylko ciutke wiecej jak bilet kolejowy i wyszlo po 50 euro od osoby. Dogadalismy tez taksowke ktora miala nas zabrac do Danang za 15 $ . Jutro Sajgon. Wieczorem wizyta w knajpce gdzie poprzedniego dnia jedlismy wspaniale jedzonko i zrobilismy powtorke z rozrywki zamawiajac przepyszne potrawy w ilosciach nieprzyzwoitych. Syci i napojeni udalismy sie do krawcow po odbior sukien i garniturow . Hoi An zaliczamy do ulubionych miejsc.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (20)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
geminus
Marek Dylewski
zwiedził 39% świata (78 państw)
Zasoby: 477 wpisów477 258 komentarzy258 3057 zdjęć3057 4 pliki multimedialne4
 
Moje podróżewięcej
30.03.2016 - 24.04.2016
 
 
02.02.2015 - 07.03.2015