O 5 pobodka. Po szybkim snadanku wsiadamy w taksowke i jedziemy do Danang. Lotnisko w Danang jest dosyc sympatyczne chociaz male. Po odprawie i niedlugim oczekiwaniu lecimy do Sajgonu. Ciekawostka moze byc to ze lecielismy samolotem bulgarskim zarabiajacym na saksach w Wietnamie. Lot byl spokojny i po godzinie bylismy juz w Sajgonie nazywanym teraz Ho Chi Minh City. Mam nadzieje ze po zmianie ustroju nazwe zmienia na Sajgon podobnie jak to bylo z Leningradem. Miasto ogromne . Jak w Hanoi na ulicach widzialo sie setki motorynek i rowerow to tu spod swiatel potrafi ruszac na raz kilka tysiecy. Widok niesamowity. Przejscie przez ulice to wielkie wyzwanie . Tam caly czas wszyscy jada a swiatel jest niewiele. Jak chcesz przejsc przez ulice to musisz poprostu ruszyc i isc. Bron Boze nie zatrzymywac sie bo przejada . Jak idziesz to zawsze jakos cie omina . Dziwne ze w tym chaosie nie widzialem wypadkow. Po wyjsciu z lotniska zapakowalismy sie do taksowki i pojechalismy do miasta a wlasciwie do 1 dzielnicy gdzie sie znajduja tanie hotele i gdzie jest najwiecej rurystow. Co ciekawe w Wietnamie sa taksowki do ktorych wchodzi 6 osob co nam pasowalo i ograniczalo nasze koszty. Ceny zroznicowane w zaleznosci od standartu. Mozna dostac pokoj bez okna za 5 $ a mozna tez za 100$ piekny z balkonem. My wzielismy pokoje za 10 $ . Okna wychodzily na balkon po ktorym sie przechodzilo do klatki schodowej. Magda z Romanem zatesknili za innym jedzeniem i poszli do KFC . W porownaniu z Hanoi gdzie byli sami w sajgonskim KFC byl komplet. My zrobilismy rundke po najblizszej okolicy . Kupilem sobie flaszke wodki z kobra w srodku. za jedyne 3.5 $. Taniocha w porownaniu do Kambodzy gdzie przed rokiem placilem 27 $. Zalatwilismy wycieczke do Delty Mekomgu/ 6$/ i bilet na autobus do Phnom Pehn 12$/. Wieczorem odszukalismy knajpe reklamowana w przewodnikach jako ciekawa. Okazalo sie ze czekal tam dziki tlum ludzi. Przewaznie lokalesi. Stanelismy z boku i cierpliwie czekalismy. Doslownie po 3 minutach podszedl do nas facet z knajpy i odpychajac miejscowych zaprowadzil nas do stolika ktory akurat sie zwalnial. Nastepnie kelner oprowadzil nas dookola gdzie bylo chyba 20 malych kuchni w ktorych przygotowywali rozne potrawy . W kazdej inne potrawy a wszystko robione na oczach konsumenta. Czego tam nie bylo ! Teraz dopiero przekonalismy sie ze kuchnia wietnamska jest bardzo urozmaicona i smaczna. Walczac z paleczkami zajadalismy sie roznymi frykasami chociaz bylo sporo drozej jak w Hoi An. Wieczorem Ania poszla z Magda i Romanem na zakupy a Pawel Z Krystyna tez gdzies na spacer. Ja po zaopatrzeniu sie w piwo usiadlem na balkonie i obserwowalem zycie ulicy. Widzialem scenke wrecz szokujaca. Dwie panie ruszyly z przeciwnych stron sporego skrzyzowania dokladnie na skos i na srodku sie spotkaly. Tam daly sobie buzi i zaczely gadac nie przejmujac sie ze jedzie kupe pojazdow. Samochody i motorynki omijaly je ostroznie nawet nie trabiac. U nas nie do pomyslenia. Po kilku minutach daly sobie buzi i poszly kazda w swoja strone. Istny Sajgon.