Autobus podjechal pod hotel z ktorym przewoznik mial uklad biznesowy. Byl on polozony na peryferiach miasta i od razu mi sie nie spodobal. Poprostu w srodku bylo brudno. Sciany odrapane i zauwazylem pare robali spierniczajacych pod lozko. Mimo energicznych protestow pana z recepcji zabralismy bagaze i ryzykujac spanie pod chmurka ruszylismy w poszukiwaniu czegos lepszego. Wzielismy tuk-tuka i kazalem jechac do hotelu Molina/www.molinahotel.com/ gdzie nocowalismy rok wczesniej. Okazalo sie ze miejsc nie bylo a sam hotel wygladal duzo gorzej jak rok temu. Roman zostal z bagazami a ja z Magda ruszylismy na szukanie spanka. Po zwiedzeniu 5 czy 6 hoteli z pieknymi fasadami i syfiastymi pokojami postanowilem zagladnac do New World Guesthouse mieszczacego sie tuz obok hotelu Molina. Okazalo sie ze byl to strzal w dziesiatke. Budynek byl lekko w glebi od ulicy co gwarantowalo spokojna noc. Pokoje byly naprawde bardzo czyste i o wysokim standarcie. Byla klima i wentylator,TV Sat i lodowka z mini barkiem a to wszystko za 10$ pokoj. Z panem od tuk-tuka dogadalismy sie na nastepny dzien na zwiedzanie Angkor. Ja mialem jechac oddzielnie a Magda i Roman razem. Oni nie widzieli jeszcze niczego a ja juz tam bylem i zaplanowalem ogladac to czego nie widzialem rok wczesniej. Po skromnym posilku w knajpie jaka jeszcze byla otwarta udalismy sie na spoczynek bo nazajutrz czekal nas forsowny dzien. Rano okazalo sie ze Magda i Roman postanowili wracac do Bangkoku bezposrednio z Siem Reap samolotem. No super. Starego ojca zostawiaja na pastwe losu. Ja musialem sie dostac do Sihanoukville gdzie mialem dobic do reszty grupy a to bylo po drugiej stronie Kambodzy. Okazuje sie ze wspolczesna austriacka mlodziez jest tak rozkapryszona ze odrobina wysilku zniecheca ich do trudnych wyzwan. Po zakupieniu biletow wstepu / 1 dzien 20$,3 dni40$ i 7dni60$/ i ustaleniu trasy zwiedzania z panem kierowca tuk-tuka ruszylismy na zwiedzanie. Dzikie tlumy turystow troche psuja widok pieknych swiatyn. Wchechobecni Japonczycy i Koreanczycy strzelali fotki na lewo i prawo i byli bardzo glosni. Ja zwiedzanie zaczalem od mojej ulubionej swiatyni Bayon gdzie na piedziesieciukilku wiezach sa wyrzezbione twarze Buddy. Swiatynia jest jedna z najpiekniejszych w calym kompleksie. Nastepnie przez Tarysy Sloni udalem sie do Palacu Krola Tredowatych gdzie po drodze minalem ofiare min ktorych jeszcze ok. 2 mln. zalega w ziemi kambodzanskiej zbierajac obfite zniwo. Pni miala urwane rece i nogi . Widik byl makabryczny . Dalem jej datek i oddalilem sie w miejsce gdzie w ciszy i spokoju moglem sycic wzrok widokami swiatyni. Kiedys obiecywalem sobie ze przyjade tu i bede zwiedzac swiatynie sam i bez pospiechu . Teraz mialem taka mozliwosc. Po zwiedzeniu kilku mniejszych swiatyn pojechalem na lot balonem / 15$/. Widok z gory byl zajebisty mimo ze byla mgielka. Ok 15 min. w towarzystwie 3 japonek moglem robic fotki i ogladac cala okolice z gory. Mysle ze 15 $ to stanowczo za duzo. Po kilku godzinach zwiedzania zjadlem posilek w jednej z kilkudziesieciu jadlodajni ulokowanych przy terenie kompleksu swiatynnego. Ceny byly dosyc wysokie jak na Kambodze. Tam spotkalem Magde i Romana . Co chwila zaczepialy nas handlujace dzieci. Jedna dziewczynka byla taka cwana ze wroze jej kariere handlowa w przyszlosci. Najpierw proponowala nam kupno okularow slonecznych . Jak zobaczyla ze takie mamy zaraz przestawila sie i proponowala kupno koralikow i innego badziewia . Jak zobaczyla ze sprawdzam jak ciepla jest woda w jeziorku przy ktorym usiedlismy napic sie piwa zaproponowala kupno kapielowek. Dziewczynka miala chyba 9-10 lat a naprawde byla bardzo inteligentna. Mowila niezle po angielsku . W ten sposob pomagala rodzicom zarabiajac na chleb. Szkoda mi sie jej zrobilo ze zamiast bawic sie z innymi dziecmi musi pracowac. Dalismy jej slodycze i Magda kupila dla swietego spokoju bransoletke na reke robiona chyba przez dzieci. Mlodzi zostali jeszcze bo chcieli jechac ogladac swiatynie Ta Phrom ktora slynie z tego ze jest tylko w niewielkim stopniu oczyszczona z zarastajacej ja dzungli. Wszedzie przy drodze widzialo sie grupki sprzataczy grabiacych teren . Tempo pracy poznokomunistyczne czyli maniana. Wcale sie nie dziwie . Przy takim upale mozg sie lasuje a co dopiero pracowac. Nasyciwszy sie widokami swiatyn wrocilem do Siem Reap i zalatwilem sobie w Travel Agency ktora byla naprzeciwko mojego guesthousu przejazd do Sihanoukville nastepnego dnia. Koszt przejazdu 25$ wodolot i 6 $ autobus z Phnom Pehn -Sihanoukville. W recepcji naszego guesthousu zalatwilismy tez wstep do restauracji w stylu bufet z wystepami artystycznymi. Najpierw pospacerowalem po Siem Reap i poszukiwalem ciekawych pamiatek. Kupilem 2 stare fajki opiumowe po 4 $ ale balem sie kupic rzezbe z kosci sloniowej bo za to moglbym pojsc do pierdla. Poprzedniego roku kupilem wielka fajke opiumowa wysadzana koscia sloniowa i udalo mi sie ja przewiesc ale obawialem sie ze limit farta juz wyczerpalem i wolalem nie ryzykowac. Pozniej mielismy nerwowke z Magda bo okazalo sie ze ani jej ani Romana karta bankomatowa nie chce robic w Kambodzy. Dziwne bo ja mialem taka sama i moja robila bez problemu. Ciekawostka jest to ze w Kambodzy bankomaty wyplacaja kase w dolarach. Bylo to bardzo wygodne bo prawie wszystko placilo sie tam dolarami. Trzeba uwazac zeby nie brac starych i zniszczonych banknotow bo takich nie chca brac. Okazalo sie ze mlodzi mieli szczescie ze jechalem z nimi bo by zostali bez kasy. Wyjalem dla nich tyle ile chcieli w nadziei ze moze oddadza. Wieczorem zawiezli nas do restauracji na wystepy i jedzonko. W srodku staly dwa dlugie stoly na ktorych staly rozne potrawy kuchni kambodzanskiej. Musze przyznac ze wszystko bylo bardzo smaczne i bardzo urozmaicone. Kolo naszego stolika siedziala pani w srednim wieku ktora wprowadzala takie ilosci jedzenia ze wprawila mnie w podziw. Pani mowiaca po francusku miala gabaryty o polowe mniejsze jak ja a potrawy pochlaniala w tempie iscie olimpijskim. Gdzie jej sie to miescilo nie wiem. Po jakims czasie zaczely sie wystepy. Tance wygladaly tak ze przebrane panie albo panowie robili figury wykrecajac rece w rozne strony i zalegali tak kilka minut . Pozniej zmiana rak i znowu kilka minut. Przygrywal im bembenek i ktos szarpiacy strune. Po jakims czasie stawalo sie to nudne i gdyby nie piekne stroje byloby badziewiasto. Nasyciwszy sie frykasami najlepszymi jakie do tej pory jedlismy w Kambodzy spacerkiem poszlismy do naszego guesthousu i po pozegnaniu sie kazdy mial czas wolny. Ja jako "nocny Marek" poszedlem jeszcze na piwo i bylem bardzo zdziwiony ze przed polnoca nie bylo juz zadnego bialego na ulicach ani w knajpkach. Mnie to osobiscie nie przeszkadzalo bo mialem okazje napatrzyc sie na zachowania miejscowych ktorych i tak wielu nie bylo. Niechetnie wracalem do hotelu wiedzac ze trudno mi bedzie namowic zone na ponowne odwiedziny Siem Reap. Bylem tak drugi raz a czulem sie wspaniale. Atmosfera jest znakomita i tam czuje sie Azje. Musze tam jeszcze wrocic.