Po spokojnym locie znou jestesmy w Dubaju. Tym razem tlumy pasazerow jeszcze wieksze jak poprzednio. Okazuje sie ze nasz lot do wiednia bedzie opozniony o prawie godzine. Szwendamy sie po lotnisku bez celu. Wszystkie miejsca siedzace zajete. Mase turbanow lezy na podlodze. Spia w najlepsze nie przejmujac sie ze ktos moze na nich nadepnac. Przez przypadek Magda znajduje jadlodajnie gdzie okazuje sie ze mozemy dostac posilek poniewaz nasz czas oczekiwania na lot jest dluzszy jak 4 godziny. Idziemy chetnie tam chociazby po to zeby sobie posiedziec. Jedzenie niezbyt ciekawe. Jakas tlusta baranina plywajaca w sosie i makaron do tego. Do picia przygotowuja sok pomaranczowy rozcienczany woda z kranu. Za sok dziekujemy i zadowalamy sie woda mineralna. Desery juz wyjedzone. Owoce tez. Odsiadujemy tam godzinke i w miare najedzeni idziemy szwendac sie po lotnisku do czasu odlotu do Wiednia. Po 5 godzinach czekania siedzimy wreszcie w samolocie i lecimy do Wiednia.