Po strasznie dlugim locie dolatujemy wreszcie do Miami. Przez okno obserwuje miasto ktore wyglada wspaniale. Przechodzimy odprawe paszportowa i wychodzimy do hali przylotow. Tam czeka pani z tabliczka z naszego biura podrozy. Meldujemy sie i po zebraniu grupy jedziemy do hotelu. Bogatsi odwozeni sa w pierwszej kolejnosci do lepszych hoteli. Nas dowoza do Sunset Beach do przecietnego hotelu. Nam to nie przeszkadza bo jestesmy tak zmeczeni ze nawet namiot bylby niezly. Ania idzie spac a ja wychodze przed hotel i obok znajduje knajpke latynoska w ktorej zamawiam piwo i siadam przy stoliku na zewnatrz. Obserwuje nocne zycie Miami. Widze kabriolety z fajnymi laskami jadace powolutku jakby na defiladzie. Goscie siedzacy z tymi laskami nie wygladali na chlopcow z ochronki. Wyobrazalem sobie ile kazdy z nich mial na sumieniu. Wypilem 3 piwa i zmylem sie do hotelu w nadziei ze moze kiedys i ja sie tak przejade. Widok z okna mielismy naprawde fajny wiec siedze jeszcze ok. 2 gdz. i przy piwku kupionym naprzeciwko hotelu rozmyslam o przyszlosci i sensie ciezkiej pracy. Zeby nie draznic zony klade sie spac . Jutro mamy ciezki dzien.