Raniutko zaraz po sniadaniu ktore bylo w cenie pokoju wsiadamy w naszego busa i jedziemy do niezbyt odleglego ogrodu botanicznego. Jest to jedno z tych magicznych miejsc ktore przyciagaja . Ogrod ma 188 ha. powierzchni i zostal zalozony przez jakiegos brytyjskiego lorda ktory byl tam gubernatorem. Kiedys to Kandy balo glowna siedziba brytyjczykow w dawnym Ceylonie ze wzgledu na przyjazny klimat . Jest tam doslownie wszystko. Bardziej leniwi biora bryczke wielkosci czolgu zaprzezona w woly i zwiedzaja na siedzaco . My wolimy pochodzic troche dla zdrowia. Wszedzie wspaniale zapachy kwiatow i rosliny jakich do tej pory nigdy nie ogladalismy na oczy. Mijamy aleje palm kubanskich posadzona w czasie wizyty Fidela Castro i drzewo posadzone przez jednego z naszych komunistycznych przywodcow. Ogladamy tez krzew o wdziecznej nazwie "Warszawa". Przechodzimy obok alei gdzie posadzono bambusy kilkunastu gatunkow . Niektore potrafia urosnac dziennie 30 cm. Mijamy drzewa na ktorych siedzi ogromne stado nietoperzy ktore zamiast krwia odzywiaja sie owocami. Robimy przerwe w chodzeniu w cieniu ogromnego fikusa w cieniu ktorego moze sue schronic 1000 ludzi. Zaczynam nabierac szacunku do fikusa jakiego mamy w doniczce w domu. Naprawde nie chce sie wychodzic z tego cudownego miejsca ale czas goni a program na ten dzien mamy jescze bogaty. Wsiadamy do naszego busa i jedziemy do miejscowosci gdzie jest przytulek dla sloni kalek i sierot. Ogladamy stado ok.100 sloni maszerujacych przez miasteczko na codzienna kapiel w rzece. Niektore sa ogromne. Sa slonie okaleczone i malutkie sloniki chowajace sie za inne . Podczas ich kapieli w rzece robimy im fotki z tarasu knajpki ktorych jest tam sporo . Kupujemy 2 krzeselka skladane z siedziskiem ze skory pieknie wyprawionej i pomalowanej w motyw ze sloniami. Po ciekawym spektaklu jaki nam stworzyly slonie wracamy do hotelu. Tu mamy przerwe i umawiamy sie z kierowca na wieczor bo mamy w programie wystepy artystow ludowych podczas ktorych jako glowna atrakcja ma byc chodzenie po rozpalonych weglach.
Idziemy do Swiatyni gdzie jest podobno przechowywany zab Buddy uwazany za najwieksza relikwie na Sri Lance. Swiatynia jest naprawde piekna i duza. Zdudowana jest z bialego marmuru co dodatkowo podkresla jej niezwyklosc. Pozwalaja nam wejsc mimo ze wlasnie odbywaja sie tam jakies modly. W czerwcu odbywaja sie tam glowne uroczystosci i jest procesja sloni na ktorych przewozona jest relikwia. Wyglada to niezwykle kolorowo. Ogladamy zdjecia z ostatnich uroczystosci i zalujemy ze to nie teraz. Wracamy do hotelu i po odswierzeniu sie idziemy na wystepy. Sa one w polodkrytej hali gdzie mozna ogladajac popijac piwko . Ceny niezbyt wygorowane. Wystepy sa bardzo barwne i profesjonalne. Panienki tanczace ladne a panowie zwinni. Po wystepie przechodzimy na cos w rodzaju trabuny i ogladamy jak panowie biegaja po goracych weglach. Mam ochote sprawdzic sie ale Ania powstrzymuje mnie opierniczajac ze po wypiciu piwa zawsze mam glupie pomysly. Odpuszczam i wracamy do hotelu. W drodze powrotnej zajezdzamy jeszcze na plantacje herbaty i do fabryki ktora ja przerabia. Ogladamy caly proces produkcyjny i kupujemy kilka paczek wspanialej herbatki. Wycieczka jak najbardziej udana za tak mala kase. Czasami mozna zaufac miejscowym co pozwoli zaoszczedzic kupe kasy.