Po sniadaniu dowiaduje sie ze jest mozliwosc pojechania do Fortalezy. Wlasciciel deklaruje sie zawiezc nas swoim busem . Jade chetnie a Andrzej postanawia zostac. Dojezdzamy do wielkiego centrum handlowego gdzie jest pieknie ale potwornie drogo. Nastepnie jedziemy do centrum. Pan Ginter zostawia nas polecajac stawic sie za 4 godziny w wyznaczonym miejscu ktyrym byl hotel w ktorym zostala pierwsza grupa z naszego samolotu. Przechadzam sie po uliczkach pytajac w malych hotelikach o ceny pokoi. Okazuje sie ze za 10 $ dziennie mozna juz dostac niezly pokoj. W jednej z knajpek siadam przy piwie i odpoczywam . Podchodzi jakis pucybut i prosi zebym sie zgodzil dac buty do wyczyszczenia. Poniewaz moje cichobiegi byly naprawde brudne zgadzam sie . Facet czysci je do blysku i okazuje sie ze nie ma mi wydac. Zostawia mi w zastaw dziecko i biegnie rozmienic kase. Po 5 min. przychodzi i oddaje co do grosza. Doceniajac jego uczciwosc dorzucam mu jeszcze troche i ide dalej. Wchodze do wielu sklepikow gdzie pytam o koszulke w barwach Brazylii. Sa ale tylko sztuczne. Kupuje kilka dla kolegow kibicow z Polski . Szukam jeszcze jednej dla corki ale wiem ze musi byc z czystej bawelny. Niestety nigdzie takiej nie ma. Po zakupach ide na miejsce zbiorki i wracamy do Punta Das Dunas. Tam ide na obiad i mam scysje z Andrzejem ktory uwaza ze powinienem jesc w naszym osrodku zeby nie robic przykrosci pani wlascicielce. Mowie mu ze olewam pania wlascicielke ktora ma ceny z ksiezyca a on jak chce to moze tam jadac codziennie. Kolega warczy troche na mnie wypominajac mi brak zrozumienia dla tak milych wlascicieli osrodka. Zakochal sie w babie czy co ?