Rano z ciezkimi glowami wstajemy i ja ide jeszcze do basenu . Mocze sie w nim w nadziei ze sie nie utopie po wczarajszych baletach. Pozniej prysznic i sniadanko ktore jakos nie wchodzi. Jemy na sile wiedzac ze przed nami dluga droga i nie wiadomo czy bedzie wystarczajaco czasu na zjedzenie czegos na Teneryfie. Jedzenie w samolocie jest tak skromne ze tylko zaspokaja najwiekszy glod. Jedziemy na lotnisko i po odprawie wsiadamy do samolotu. Znowu lecimy czeskim samolotem. Widac im sie oplaca latac do Brazylii w przeciwienstwie do innych linii lotniczych bardziej mi bliskich. Po kilku godzinach dolatujemy do Teneryfy a tu zaskoczka. Nie mozemy wejsc do strefy wolnoclowej bo nie lecimy z kraju czlonka Unii Europejskiej. Trzymaja nas w szklamym akwarium przy wyjsciu na gate. Czekamy tak przeszlo godzine . Dobrze ze zjedlismy sniadanie bo teraz smiejemy sie z austryjakow ktorzy napalali sie na jedzonko hiszpanskie. Slyszymy tez jak jedna prosta austryjaczka z Linzu ktora normalnie robi za kelnerke opowiada innej kasztanicy ze w jej hotelu bylo nawet 2 Polakow. Dziwia sie jakbysmy byli z ksiezyca i nie mieli prawa nigdzie jezdzic. Ot takie zwykle austryjackie koltunstwo. Po przerwie wsiadamy do samolotu i lecimy dalej do Wiednia zajmujac wszystkie wolne miejsca dzieki czemu dlasza droge odbywamy w pozycji lezacej.