Po kilku godzinach lotu bylismy juz w Monastir. Po szybkiej odprawie wychodzimy przed terminal gdzie nastapil podzial na hotele. Jeszcze tego nie wiedzielismy ale trafilismy chyba najlepiej z calej grupy. Ulokowali nas w Magic Life Club w Skanes miedzy Monastirem a Souse. Dostalismy bungalow wybudowany w sytlu typowo arabskim. Hotel posiadal 3 baseny,2 restauracje,dyskoteke,bar pod chmurka i amfiteatr. Na ladnej ale niezbyt szerokiej plazy rozne atrakcje w postaci katamaranow ,kajakow,lezakow i motorowek. Od pierwszej chwili spodobalo sie nam . Dostalismy przepaski na rece w celu rozpoznawania nas przez obslude restauracji i barow. Poniewaz bylo juz po poludniu Ania pobiegla na plaze zeby zlapac ostatnie promienie slonca a ja do baru ugasic pragnienie. Siadam na stolku przy bufecie a kelner pyta mnie co podac. Patrze co maja i mowie mu ze nie wiem jeszcze. Za chwile podchodzi jeszcze raz i zeby go nie stresowac mowie zeby polecial od lewej do prawej z tego co stalo w szeregu za jego plecami. Faceta lekuchno przytkalo ale udal twardziela i zaczal mi podawac. Po skonczonej rundzie patrzy na mnie zaciekawiony ,przekonany ze zaraz spadne ze stolka i pyta co teraz . Mowie ze taraz lecimy od prawej do lewej. Facet wymiekl i pyta czy dam rade. Dalem.