Po przekroczeniu granicy stanu Sasketschewan i Alberty znalezlismy sie w miasteczku Mediciene Hat. Robimy tam zakupy i jedziemy szukac miejsca na postoj. Znajdujemy camping w lesie za miastem. Miejsce jest super. Duze polanki w lesie przygotowane dla jednego samochodu. Jest tam stol drewniany jak nasze stoly ogrodowe i pryzma drzewa usypana rowno i przygotowana dla chcacych palic ognisko. Ognisko mozna palic w starej feldze od samochodu ciezarowego. Dzieki temu ogien sie nie przeniesie na las. Las to moze zbyt wiele powiedziane bo sa to wysokie krzewy. Tadek rozklada swoj namiot na przyczepce i zaczyna sie pierwszy cyrk. Jego dzieci mowia ze nie beda tam spaly bo sie boja ze przyjdzie niedzwiedz i je zje. Teresa zona Tadka mowi ze panowie powinni spac w przyczepce a ona z dziecmi w naszym motorhome'ie. Mowie ze nic z tego bo my ostatecznie placimy za ten samochod kupe kasy i nie bedziemy spac w jej przyczepce. Ta robi za obrazona i postanawiaja spac w aucie. danka zaczela sie juz lamac ale na szczescie Waldek poparl mnie i my spimy u siebie. Noc przebiegla spokojnie i nie bylo zadnego niedzwiedzia.