Po sniadaniu zegnamy sie z naszymi przyjaciolmi i jedziemy na amerykanska strone. Przejezdzamy przez Buffalo ktore z auta wydaje sie jakies szare i smutne. Ruch na autostradzie spory. Przejezdzamy przez miejscowosci do tej pory slyszane tylko z filmow. Po poludniu dojezdzamy do Cleveland. Sam wjazd do miasta robi wielkie wrazenie . Downtown jest imponujacy. Szukamy motelu z dala od centrum . Znajdujemy fajny i tani motel nad jeziorem Erie. Motel stoi tak blisko wody ze z okna naszego pokoju jest tylko kilka metrow do lustra jeziora. Pani w recepcji nardzo mila podpowiada nam co i gdzie mozemy zobaczyc i jak pojechac. Jedziemy do miasta i spacerujemy po centrum. Jakis facet zaczepia nas i pyta czy jestesmy moze rosjanami. Mowie nie i ide dalej a on ze to niemozliwe bo poza rosjanami nikt tu sie nie odwazy sam isc. Musze przyznac ze troche mnie zaniepokoil. Idziemy do wielkiego centrum handlowego gdzie robimy zakupy i jemy obiad. W srodku prawia sami czarni. Porzadku pilnuje jakis King King w mundorze policjanta. Ma dobrze ponad 2 metry wzrostu a w jego portkach schowala by sie cala moja rodzina. Pozniej przejezdzamy jeszcze kolo stadionu sportowego i wracamy do motelu. Pokoj mamy ogromny i mozna go oddzielic harmonijkowa sciana od sypialni dzieci. Wieczorkiem popijam piwko nad woda i ogladam TV. Ide spac jak juz wszyscy spia.