W samolocie mamy dobry serwis a dzieci zasypiaja i spia prawie cala droge. Ja spac nie moge. Ania drzemie troche ale widac ze i jej nie idzie. Do Amsterdamu dolatujemy nawet wczesniej jak wedlug planu. Wychodzimy i zastanawiamy sie co robic bo mamy przeszlo 8 godzin na przesiadke. postanawiam ze pojedziemy do miasta. Wychodzimy przed terminal i lapiemy autobus. Tutaj juz czujemy sie jak u siebie w domu bo prawie wszyscy mowia po niemiecku. Dojezdzamy do miasta i idziemy do gabinetu figur woskowych. Pozniej soacerujemy uliczkami przy kanalach i zjadamy obiad w knajpce gdzie przemily pan opowiada nam o Amsterdamie. W rynku widzimy grupe turystow miedzy ktora miota sie jakas kobieta wolajac ze musi do WC, Nikt nie reaguje. Wreszcie kobieta kuca i wali na ulicy wielkiego kloca. Zadna z pan z jej autobusu nie probuje jej nawet oslonic. Kobieta jest zszokowana i zaplakana. Po drugiej stronie jakis facio rozbija butelki i kladzie sie na szklach a pozniej po nich lazi . Zaden fakir z niego bo sie skaleczyl. Zreszta caly byl w bliznach. Poniewaz czas szybko mijal musielismy sie dostac na lotnisko i tu zaczely sie schody. Nikt nie byl w stanie nam pkazac gdzie jest przystanek autobusu ktory jedzie na lotnisko. Wreszcie ktos nam podpowiada zebysmy poszli na dworzec i pojechali tam pociagiem co tez robimy. Pociag jeszie dosyc dlugo i martwimy sie czy sie nie spoznimy. Na lotnisko wpadamy mocno zziajani. Pan przy odprawie przyczepia sie do rogow bawolich jakie targalem jako bagaz podreczny. Moiw ze to zabronione i chce je konfiskowac. Mowie ze mam rachunek ze sklepu i ze to nie sa robi bizona tylko bawola. Facet jest upierdliwy i wydzwania gdzies trzymajac mnie w niepewnosci. Wreszcie dostaje wiadomosci zeby sie odkickal ode mnie i idziemy do samolotu. Nie moge zrozumiec dlaczego cos co wstepije w danym kraju i nie jest pod ochrona, w innym kraju gdzie nie wystepuje,jest pod ta ochrona jak najbardziej. Do Wiednia lecimy juz bez przygod.