Rano szybko sie pakujemy i jedziemy. Po kilku godzinach dojezdzamy do Lourdes. Miasto jest podporzadkowane patnikom sciagajacym tu z calego swiata. Wszedzie sklepiki z dewocjonaliami i pojemniczkami na wode swiecona. Ania kupuje maly pojemniczek i idziemy do swiatyni. Po drodze mijamy kaleki i chorych niesionych na noszach. Widzimy wielka kolejke wiernych czekajacych na kapiel w basenach z woda swiecona. Ja nie bardzo chce ale Adam namawia mnie. Kobiety ida oddzielnie. Rozbieramy sie do gola i przepasujemy bialym przescieradlem. Podchodzimy do baseniku w krztalcie sarkofagu i tu jakis mnich zanurza kolejnych chetnych w wodzie swieconej. Mnie prawie utopil. Widocznie wyczul ze straszny ze mnie grzesznik. Wychodzimy i idziemy do groty gdzie stoi kolejna wielka kolejka. Jest tu swieta figurka . Wierni przesuwaja sie dosyc szybko. Niektorzy caluja sciane pod figurka. Wychodzimy i po nabraniu wody swieconej lecacej z normalnych kranow jedziemy dalej. Tutaj ceny hoteli powalaja z nog. Stajemy jeszcze nad rzeka w ktorej plywaja ogromne pstragi. Az chec bierze zeby troche polapac. Niestety nie da sie wiec jedziemy w strone Andorry.