Rano wstajemy oslabieni wczorajszymi wystepami i idziemy po wczesnym sniadaniu do autobusu. Wyjezdzamy w miejsce gdzie formuje sie konwoj i jedziemy do Abu Simbel. Droga jest meczaca i dluga. Po kilku godzinach niezbyt fajnej jazdy w czasie ktorej kilka razy omal sie nie wywalilismy dojezdzamy do Abu Simbel. Dochodzimy do zrekonstruowanej swiatyni. Przejechanie prawie 300 km. daje sie we znaki. Jestesmy jacys tacy ociezali i ziewajacy. Swiatynie przeniesiono podczas budowy tamy assuanskiej gdyz poziom wody byl wyzszy jak miejsce gdzie stala. Trzeba przyznac ze zrobili to perfetcyjnie. Swiatynia wybudowana przez faraona Ramzesa II robi na nas wielkie wrazenie. W srodku zaduch i brak powietrza ale jest tak pieknie ze udajemy iz nam to nie przeszkadza. Przed kompleksem swiatynnym ogladamy jeszcze pokaz strojow z epoki faraonow i zostajemy prawie napadnieci przez kupcow ktorym sie zdawalo ze o niczym innym nie marzymy jak o zakupach u nich. Wsiadamy w autobus i z malymi przerwami wracamy do Assouanu. Gdy dojezdzamy jest juz noc. Wypijamy po flaszczczce winka i idziemy spac.