Dzisiaj wracamy do domu . Ania ma troche pietra czy nas nie zestrzela jacys terrorysci a ja i Zbyszek tracimy humor bo trzeba wracac do pracy. Zbyszek codziennie mial telefony z firmy w sprawach awaryjnych . On jest administratorem sieci w firmie reklamowej wiec ma co robic. Codziennie sie doszkalal czatajac prase fachowa opalajac sie przy basenie. Teraz musielismy juz wracac wiec nastroj byl niebardzo dobry. Przy sniadaniu Holendrzy zadenonstrowali nam po raz kolejny swoje chamstwo gdy na nasz widok przesiedli sie z innego stolika do tego przy ktorym chceilismy usiasc. Pokiwalismy tylko glowami i poszlismy do innego stolika. Wtedy ustawili sie w kolejce po tosty mino ze juz byli po sniadaniu i po zrobieniu przelamali je i zostawili na stole. Jedna z kelnerek nie wytrzymala i ich opierdzielila ale ci smiejac sie wyszli pokazujac jej zeby myla podloge a nie gadala. Poszlismy po sniadaniu bo baru czekajac na nasz autobus ktorym mielismy odjechac na lotnisko. Manolis poczestowal nas jakas specjalna nalewka robiona z wibogron. Mialo to jakies 80% alkocholu. Patrzyl ciekawie cza to wypijemy ale myknelismy to ze spokojem. Wtedy pokazal sie jeden ciekawski Niemiec ktory poprosil zeby i jemu dal sprobowac. Gdy wypil a w zasadzie wykrztusil to spadl ze stolka ledwo zywy. Drugiej lufki juz nie chcial. Przyjechal autobus i po pozegnaniu sie z Manolisem i Rula a takze innymi milymi pracownikami hotelu odjechalismy na lotnisko.