Wstajemy jak jeszcze jest szaro. Zegnamy sie z nowopoznanymi rodakami i jedziemy dalej. Po drodze spotykamy innych Polakow wracajacych z Grecji. Mowia ze na granicy bulgarsdko.greckiej trzepia jak cholera i radza jechac przez Jugoslawie. Tak robimy i w okolicach Sofii skrecamy w kierunku na Nisz. Granice przekraczamy bez problemu a celnicy zamiast nas trzepia jakiegos goscia na niemieckich numerach. Jedziemy przez piekne okolice . Droga prowadzi przez gory i co chwile jedziemy przez tunele. Kolo Niszu stajemy na przerwe bo jest tak goraco ze nie wyrabiam. Gdy tak stoimy pod drzewem lapiac odrobine cienia podjezdza jakis mlodzian na rowerze i pyta czy nie sprzedam mu aparatu fotograficznego. Mowie ze nie bo to moj aparat i mam w srodku film. Facet mowi ze zaczeka az wypstyrykam do konca. Proponuje 150 DM. Cena dla nas wspaniala. Mowie OK i pstrykam fotki na lewo i prawo. Ilia bo tak mial na imie pyta dlaczego tu stoimy jak za 2 km. jest rzeczka i jest duzo drzew z cieniem. Mowi zeby nas tam zaprowadzil i on jedzie przodem na rowerze a my za nim naszym maluchem. Dojezdzamy do pieknego miejsca gdzie juz stoi jakes czeskie auto z przyczepka campingowa. Zazdroscimy im komfortu . Kapiemy sie w rzeczce dla ochlody i jemy posilek. Po jakims czasie przychodzi Ilia i prowadzi ze soba chyba z dziesiec kobiet. Zaczyna sie handelek jak zloto. Zero nerwow i targow . Panie kupuja wiekszosc badziewia jakie mamy i placa markami. Super bo nie bedziemy musieli wymieniac. Zostaje nam jednak sporo dinarow ktore zamierzamy wymienic przy okazji. Miejscowi mowia ze mozemy tu nocowac bo tu jest bezpiecznie . Zostajemy tam chetnie bo jestesmy juz bardzo zmeczeni a miejsce jest piekne. Dla bezpieczenstwa stajemy obok czechow ktorzy tez przy okazji zahandlowali. Noc mija spokojnie i spimy jak susly.