Przejezdzamy przez most na Dunaju i jestesmy juz na Slowacji. Po drodze sporo milicji. mamy cztery kontrole ale na szczescie nie maja sie do czego przyczepic. Dojezdzamy do Dolnego Kubina i stajemy na przerwe. Ania idzie do sklepu z napisem potrawiny i robi zakupy. Kupuje wielki krozek sera wedzonego i jeszcze jakies badziewie potrzebne jej do kuchni. Tutaj juz mozemy mowic po polsku . Widac ze sa dosyc mili ale nie wylewni. Do granicy dojezdzamy wieczorem. Nasi celnicy niezbyt przyjemni kopia nasz samochod ale nie boimy sie bo nic nie mamy . Przyczepiaja sie fo Metaxy mowiac ze mozna tylko 1 litr. Mowie ze jest nas dwoje ale pan ma ochote nam ja zabrac. Nie poddaje sie a on w rewanzu kopie auto kazac nam wszystko wywalac na stol. Zaczynamy zalowac ze nie pojechalismy z wroclawiakami do Aten i nie wybralismy wolnosci. Pan celnik odchodzi a my nie wiemy czy mamy sie pakowac czy czekac . p pol godzinie ide do innego a ten mowi zebysmy sie pakowali i jechali. Chamisko ktore nas kopalo nawet nie pofatygowalo sie nam powiedziec ze odprawa skonczona przez co stracilismy cenny czas . Klnac na skorumpowanych lobuzow w mundurach odjezdzamy w strone domu.