Rano wstaje z ciezka glowa. Zonka sie piekli bo juz chce jechac do Warszawy. Ja przeciagam jak moge bo wiem ze jeszcze mam wode ognista w zylach. Po poludniu uznaje ze juz jest lepiej i jedziemy. Tym razem przestrzegam wszelkich przepisow drodowych i szczesliwie dojezdzamy do Tomka. Tomek robi grilla i dziwi sie ze ja dzisiaj taki grzeczny i unikajacy wody ognistej. Przelamuje sie po godzinie i wypijam piwko a pozniej nastepne. Tego wieczora nie gasze swiatla z Teresa jak to zwykle bywalo tylko padam jak kawka.