Po sniadaniu ok. 10.30 zbieramy sie na wycieczke. Nagle pani z recepcji melduje ze musimy opuscic wille bo mamy rezerwacje tylko na 3 dni. Mowie ze owszem ale zastrzeglem ze jak mi sie willa spodoba to biore ja na caly pobyt albo przeniesiemy sie do bungalowow. Okazuje sie ze jest tylko jeden bungalow i pokoj w budynku glownym. Ja z Ania zajmujemy bungalow a Pawel idzie do pokoju na pietrze budynku glownego. Jest tam kilkanascie pokoi calkiem fajnych. Caly hotel jest polozony w cichej uliczce niedaleko morza. Teren jest niewielki ale usytuowanie bungalowow jest na tyle dobre ze zapewnia sporo dyskrecji i intymnosci. Basenik jest niewielki ale i tak malo w nim chetnych. Cale zamieszanie kosztuje nas troche nerwow i czasu. Pani Magda ktora tam pracuje teraz nie ma pelnej kontroli nad hotelem bo jest w trakcie zalatwiania wizy biznesowej przez co praktycznie nie ma wstepu do swojego miejsca pracy. Porownujac ceny innych hoteli stwierdzam ze hotel jest relatywnie tani w porownaniu z innymi. My placilismy za wille 75 $ za dzien na 4 osoby. Willa jest naprawde duza i wygodna. Do tego jest ogromny taras a polozona jest w glebi ogrodu co zapewnia pelna intymnosc. Jest tam tez kompletna kuchnia ale my korzystalismy tylko z lodowki.
Krotko po 11 jedziemy na wycieczke. Po dosyc dlugiej jezdzie dojezdzamy do punktu widokowego skad ogladamy aktywny wulkan Bratan. Pan kierowca idzie na posilek do knajpy ktora ma ceny z kosmosu a wyglada na psiarnie. Za piwko chca 40 tys.rupii. W knajpie spotykamy 2 czechow ktorym przy podaniu rachunku opadaja kopary. Po kilkunastu minutach jedziemy w strone Ubud. Po drodze zatrzymujemy sie na farmie gdzie ogladymy w naturze rosnace przyprawy i wypijamy kawe Luwak . Kawa Luwak jest najdrozsza kawa swiata. Kilo kosztuje ok. 1 tys $. Cena jest tak wysoka ze wzgledu na technologie powstawania tej kawy. Zwierzatko wygladajace jak fretka o nazwie Luwak zjada ziarenka kawy po czym wydala ziarenka z siebie. Proces jakiemu podlega ziarenko w srodku ziwrzaczka nadaje mu wyjatkowy smak ktorego ja sie nie dopatrzylem. Dla gosci farmy serwowana kawa kosztuje tylko 30 tys. rupii za naparstek. Obok jest sklepik z przyprawami i owa kawa. Ceny jak w Ritzu w Paryzu.
Po zwiedzeniu farmy jedziemy do Ubud. Po drodze kierowca staje przy knajpie z pieknym widokiem gdzie jemy obiad. Ceny dosyc wysokie jak na knajpe w ktorej bylismy jedynymi konsumentami chyba w tym tygodniu.
Dojezdzamy do Ubud krotko po 16. Kierowca mowi ze do malpiego lasu juz nie wejduiemy bo jak dojedziemy to bedzie zamkniete, Troche nas to wnerwia bo obiad moglismy zjesc po zwiedzeniu Monky Forest a nie przed. Pan kierowca zatrzymuje sie i mowi ze mamy isc droga prosto przed siebie i zwiedzac miasto. Po ok. 2 kilometrach dostajemy kurwicy bo gosc wywalil nas gdzies na peryferiach miasta gdzie nie bylo nic ciekawego. Zwiedzamy jakies swiatynie ktorych jest tu od groma. Wracam motorkiem z dogadanym gosciem do naszego kierowcy i po poslaniu mu kilku jobow polecam jechac do miejsca gdzie czekaja Pawlowie i Ania. Mowie kierowcy zeby nas obwiozl po miescie . Po jakims czasie gosciu dojezdza do centrum miasta gdzie jest naprawde interesujaco. Wsciekli na niego ze stracilismy kupe czasu polecamy mu czekac a sami podziwiamy pola ryzowe z pietra knajpy gdzie pijemy piwko. Pozniej krotki spacer i powrot do hotelu. Wycieczka wybitnie nieudana chociaz Ubud ma swoj klimat i wart jest spedzenia tam chociaz 2 dni. Zadziwilo mnie tam to ze prawie kazdy dom mial swoja prywatna swiatynke i to nie jakas kapliczke ale swiatynie wielkosci domu. Domostwa ogrodzone sa murami i trzeba wiedziec czy mozna wejsc czy nie. W hotelu jestesmy ok. 22. Ania idzie spac a ja siedze jeszcze prawie do 1 w nocy.