Rano pakujemy sie i w droge. W okolicach autostrady wpadamy w korek. Do Rimini jedziemy w korku. Po drodze widzimy karabinierow polujacych na mafiozow lub innych zlych chlopcow. Wjezdzamy do miasta w poszukiwaniu spania. Niestety wszystko pelne. Postanawiamy jechac do San Marino. Po niezbyt dlugiej jezdzie wjezdzamy do tego ksiestwa. Na umownej granicy stoi policjant ale jakis taki znudzony. Jedziemy do miasta San Marino . Po drodze znajdujemy hotel. Pokoj 4 osobowy dosyc drogi jak na oferowany standart. My sie jednak cieszymy ze wogole mamy gdzie spac. Zostawiamy auto i za namowa pana z recepcji idzeimy na nogach. Jest juz popoludnie wiec idziemy cos zjesc. Znajdujemy fajna knajpke z cudownym widokiem na okolice. Po zjedzeniu obiadu idziemy zwiedzac zamek i sale muzeum tortur. Po drodze zaczepiaja nas piekne Polki proponujac likiery. Wypijam kilka kieliszkow w ramach promocji i kupuje flaszeczke na pamiatke. Niech dziewczyna ma premie za namowienie klienta. Wchodzimy do zamku ktory nie byl zbyt interesujacy poza wysokosciami jakie trzeba bylo pokonac zeby wejsc na gore. My bylismy ambitni i wdrapalismy sie na sama wieze. Widok oszalamiajacy. Widac bylo spory kawal Wloch az po Rimini i cale San Marino. Zmeczeni wracamy do holelu i dzieci ida spac a ja jeszcze wyskakuje na browarek.